Nepal położony u stóp najwyższych gór świata przez wieki pozostawał tajemniczy i niepoznany. W 1953 r. po zdobyciu Everestu zaczął powoli otwierać się na świat. Dziś możemy podziwiać majestatyczną przyrodę i bajkową architekturę hinduistycznych oraz buddyjskich świątyń.

Ruchliwa ulica Katmandu, pełna samochodów, motorów i ludzi. Dźwięk klaksonów układający się w chaotyczną melodię, niekończący się koncert na tysiąc aut. Handel natrętnie wciskający się w czas i przestrzeń ulic miasta. W tle wiecznie ośnieżone Himalaje. Nepalczycy wierzą, że w najwyższych górach świata bogowie mają swoją siedzibę, do której schodzą z nieba. Nic więc dziwnego, że uznają je za święte góry i otaczają czcią.

Święte góry
Himalaje są bogactwem Nepalu i w pewnym sensie również jego przekleństwem. Przez wieki kraj był odcięty od reszty świata. Rządził się własnymi prawami. Z powodu zamkniętych granic omijały go historyczne burze szalejące w tej części Azji. Izolację wynikającą z autorytarnego stylu rządów dodatkowo pogłębiały trudne do sforsowania himalajskie szczyty. Zaledwie 20 proc. powierzchni kraju nadaje się do zamieszkania, jeszcze mniej do uprawiania ziemi. W związku z czym pola buduje się tarasowo, tak aby obfite monsunowe deszcze (padające od połowy czerwca do września) nie zmyły plonów ze spadzistych pagórków. Miasta i wsie lokuje się w kotlinach, drogi rzeźbi na stromych zboczach, a siłę rzek wykorzystuje do wytwarzania energii elektrycznej. Poczucie bezpieczeństwa zapewnia przede wszystkim gorliwa modlitwa, tak więc mieszkańcy Nepalu każdego dnia proszą bóstwa o pomyślność. Na północy wznoszą się wysokie góry (powyżej 6000 m n.p.m.). Aż osiem z czternastu ośmiotysięczników znajduje się na terenie Nepalu, w tym najwyższy szczyt świata Mount Everest (8848 m n.p.m.). Poniżej ciągną się góry średniej wysokości, tzw. Małe Himalaje (2400–4200 m n.p.m.), z licznymi kotlinami i pięknymi dolinami. Największa jest Dolina Katmandu, w której leży stolica kraju. Południe z kolei to żyzna nizina Teraj: gorąca, zalana wilgocią dżungla, rozległe pola ryżowe, żółte połacie gorczycy, biało-różowe kwiaty lotosu, plantacje bananowca – innymi słowy spichlerz całego kraju, feeria kolorów i zapachów natury. Do Nepalu można dotrzeć na kilka sposobów. Wędrując przez góry od strony Chin, przez terytorium Tybetu, od południa przekraczając granicę z Indiami w miejscowości Bhairawa albo drogą powietrzną, kończąc podróż w Katmandu. Tę ostatnią opcję, choć jest najdroższa, najczęściej wybierają turyści.

Bogowie jak z bajki
Nepal wita nas gwarem, ulicznymi straganami, muzyką graną na żywo na dachach i tarasach licznych knajpek. Widziany z perspektywy dużego miasta, jakim jest Katmandu (ponad trzy miliony mieszkańców), przypomina muzeum pod gołym niebem. Uderza mnie liczba ceglanych pałaców i świątyń z bogato rzeźbionymi drewnianymi oknami. Spacerując wąskimi uliczkami stolicy, podziwiam autentyczną zabudowę miasta z przełomu XV i XVI w. Przyglądam się ludziom krzątającym się przy swoich domach, wyglądają, jakby żyli w samym sercu orientalnego skansenu. Posągi dawnych władców stoją na wysokich kolumnach, kamienne lwy strzegą wejść do licznych miejsc sacrum, w których są skrzętnie ukryte święte figury bogów. Chętnie przyglądam się delikatnym, wręcz niewieścim, twarzom bóstw hinduistycznego panteonu. Brahma – kreator, Wisznu – protektor i Śiwa – destruktor, razem tworzą i niszczą wszechświaty, po to, by zachować odwieczny ład wszechrzeczy. Ich uśmiechnięte oblicza są pełne spokoju, kipią dobrocią. Z reguły są to przedstawienia w kolorze, w wielu ognistych kolorach, dzięki czemu bogowie wyglądają jak bohaterowie z bajki. Siedzą na świętych wehikułach w formie zwierząt, w licznych dłoniach dzierżąc atrybuty boskości. Kicz, ale jaki radosny i przyjazny dla oka. W hinduistycznych świątyniach zawsze panuje lekki chaos, jest tam jakby wszystkiego za dużo: posągów, muzyki, ludzi, kadzidlanych woni, girland kwiatów, modlitewnych gestów. No i krów, które emanując świętością, dodają splendoru sakralnym obiektom. Krów nie brakuje również na placu otaczającym kompleks hinduistycznych świątyń Paśupatinath wzniesionych nad błogosławioną rzeka Bagmati. Nad jej brzegami odbywają się kremacje zwłok.

Buddyjskie stupy
Gdy zawędruję w inną część miasta, w której koncentruje się społeczność buddyjska, atmosfera zmienia się diametralnie. Jest tu czyściej, spokojniej, można by rzec – bardziej kontemplacyjnie. W tej części miasta wznoszą się dwie najważniejsze buddyjskie świątynie Doliny Katmandu. Są to stupa Boudhnath, do której przybywają głównie buddyści tybetańscy, oraz ulokowana na wzgórzu stupa Swayambhu, skąd roztacza się przepiękny widok na całe miasto. Pogrążeni w modlitwie ludzie okrążają świątynie, ze szczytów budowli spoglądają na świat kochające oczy Buddy. Wirują modlitewne młynki. Zwoje z wykaligrafowanymi tekstami mantry wypełniają ich wnętrze. Wprowadzenie młynków w ruch świadczy o przystąpieniu do modlitwy. Pomiędzy świątynią a domami są rozwieszone kolorowe flagi. Wiatr niesie wypisane nań modlitwy wysoko do nieba. Ku niebosiężnym szczytom Himalajów.

Ekstremalne piękno
Będąc w Nepalu, należy udać się tam, dokąd są kierowane modły. W góry. Mimo że atrakcje trzech starożytnych miast: Katmandu, Patanu i Bhaktapuru (przed unifikacją Nepalu w 1769 r. były trzema niezależnymi królestwami) zachwycają i omamiają turystów, trzeba znaleźć siły i wyrwać się z ich gościnnych objęć. Poza miastem w swoje władanie przejmuje nas natura. Trasy trekkingowe wiją się po grzbietach coraz wyższych gór, a cel wyprawy znajduje się na wysokości ponad 5000 m n.p.m., w bazie, z której na wędrówkę wyruszają himalaiści. Miłośnicy gór mogą udać się na wschód, w rejon Everestu, lub na północny zachód do Pokhary położonej u stóp masywu Annapurny. Dla tych, którzy lubią ekstremalne doznania, trudno o lepsze miejsce do realizacji sportowych pasji niż Himalaje. Grotołażenie, rafting na rwących potokach, rowerowe szlaki górskie albo skok na bungee z mostu na rzece Bhote Kosi w 160-metrową przepaść (drugie co do wysokości bangee na świecie). W Nepalu piękno jest wszechobecne, choć nie oczywiste, bo często ukryte w szczegółach. Pomimo uroków wysokogórskiego krajobrazu i wdzięku nepalskich miast, najbardziej widoczne jest na życzliwych twarzach jego mieszkańców. Migdałowy kształt oczu, kruczoczarne włosy, wystające kości policzkowe, twarze jakby starannie wyrzeźbione dłutem artysty. Mocne nogi i ręce przyzwyczajone do ciężkiej pracy i długiego marszu. Wzrok wpatrzony w ośnieżone szczyty. Silny charakter ludzi z gór ukształtowany przez surowy klimat Himalajów, gór sięgających samego nieba.

Dojazd: samolotem do New Delhi. Do stolicy Indii latają: Turkish Airlines (www.thy.com/pl), Lufthansa (www.luft-hansa.com), Aeroflot (www.poland.aeroflot.aero),. Z New Delhi kursują samoloty linii Nepal Airlines, SpiceJet, Jet Airlines. Podróż na całej trasie kosztuje 3000–3500 zł.
Kiedy jechać: sezon turystyczny trwa od października do końca kwietnia.
Wiza: do kupienia na lotnisku. 15-dniowa kosztuje 25 USD, miesięczna – 40 USD, 90-dniowa –100 USD. Umożliwiają wielokrotny wjazdu do Nepalu.
Waluta: Rupia nepalska (NRs). 1 USD – ok. 65 NRs.
Orientacyjne ceny: Thamel, turystyczna dzielnica Katmandu, oferuje najtańsze noclegi (10–50 USD) i smaczne posiłki w klimatycznych knajpkach (5–15 USD)

Tekst i zdjęcia: Iwona Szelezińska

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze czerwiec 2010 na str. 16-21.