Zgodnie z kalendarzem księżycowym 14 lutego przypada chiński Nowy Rok, zwany też Świętem Wiosny. Turyści bawią się wówczas na ulicach. Rodowici mieszkańcy miasta odwiedzają świątynie i przyjaciół. Dwutygodniowe obchody kończy pojawiający się na niebie księżyc w pełni i towarzyszący mu Festiwal Latarni.

Była 23., gdy po całym dniu zwiedzaniu Hongkongu wyciągnąłem nogi przed telewizorem w hotelowym pokoiku. Mieścił się na 16. piętrze wieżowca w dzielnicy Kowloo i był najmniejszy, w jakim kiedykolwiek spałem. Następnego dnia rozpoczynał się chiński nowy rok. Chwilę przed północą w telewizji pokazano tłum ludzi zbierający się na placach i w parkach chińskich miast.

Również „mojego” Hongkongu! Zerwałem się na równe nogi i pognałem na pobliski nocny targ do mojego przyjaciela Kena, sprzedawcy różnej maści magicznych kamieni. On na pewno będzie wiedział, gdzie w taką noc odbywają się najlepsze imprezy w mieście. Nie pomyliłem się. Ozdobioną biżuterią ręką zaznaczył na mapie miejsca, które warto odwiedzić. Padło na dzielnicę Lan Kwai Fong.

Zabawa na ulicach
Maleńkie knajpki (wciśnięte w kolonialne domy, nad którymi dominowały rozświetlone neonami wieżowce) buchały radosną energią roztańczonych młodych ludzi. Wielokolorowe twarze i wielonarodowościowa muzyka mieszały się z dymem papierosów, oparami alkoholu i błyskiem świateł dyskotek. Różnobarwny tłum spacerował wąskimi uliczkami, ciesząc się własną obecnością w tym miejscu. Ludzie wstępowali co chwila do innej knajpki, by wypić kolejnego drinka, pogadać dopiero co poznanymi kuplami. Łerarju-from? Hepi-nju-ćajniz-jer – słyszałem zewsząd. I tak do rana. Rankiem pięknym starym promem, pamiętającym brytyjsko-chińskie utarczki handlowe z ubiegłych wieków, przepływam z Tsim Sha Tsui na Hong Kong Island. Mam zamiar sfotografować noworoczną defiladę. Na nabrzeżu mijam nocnych balowiczów, wygrzewających zmęczone twarze w pierwszych promieniach słońca. Wciskam się w upatrzone wcześniej miejsce, znajduję miły półcień (dzień zapowiada się wyjątkowo ciepły) i drzemię, kontrolując napływający tłum gapiów. Godzinę przed planowanym początkiem dorocznej defilady uaktywniają się porządkowi i policjanci. Z miną „na fotoreportera” utrzymuję zdobyty przyczółek.

Parada na wyspie
Rozpoczyna się! Na tle błyszczących w słońcu wieżowców przesuwają się wolno kolorowe pojazdy skonstruowane w stylu hollywoodzkiego karnawału w Rio de Janerio, obwieszone „misskami” Azji, pięknymi młodzianami i bajecznie kolorowymi dzieciakami reklamującymi wszystko, co da się sprzedać w Hongkongu. Między tłumem ludzi biegają smoki na patyku, tańczą skośnookie panienki z brytyjskich szkół baletowych, frunie hamburger z McDonalda, kołysze się papierowa pagoda. Wszystko w tempie pochodu pierwszomajowego. Tysiące ludzi wiszących na barierkach, drzewach biją brawo i fotografują z szybkością karabinu maszynowego. To turyści.

Mieszkańcy miasta wyjechali na wieś lub gdzieś nad Morze Południowochińskie. Ci, którzy stronią od karnawałowych szaleństw, witają nowy rok w świątyniach. Rzesze wiernych zaopatrzone w dymiące kadzidełka, czerwone wiatraczki i koperty z życzeniami szczęścia i dostatku szturmują świątynię Wong Tai Sin, by wetknąć w święty trójnóg kiść płonących kadzidełek.

Starzy, młodzi i dzieci. W typowym dla Azjatów spokojem przedzierali się pośród dymu, by spełnić świąteczny obowiązek.

Potwór i czerwone latarnie
Nowy Rok jest świętem ruchomym, gdyż Chińczycy posługują się kalendarzem księżycowym. Przypada w drugiej połowie stycznia lub pierwszej lutego. Jest to święto rodzinne, podczas którego ludzie obdarowują się prezentami (wszyscy obchodzą wówczas urodziny) i rozkoszują wspólnymi posiłkami. Znakiem rozpoznawczych 15-dniowych obchodów Święta Wiosny są czerwone ozdoby i fajerwerki. Takie zwyczaje tłumaczy ciekawa legenda.

Dawno temu żył straszny potwór Niań (Rok). Bogowie niebios uwięzili potwora w górach i wypuszczali na wolność tylko raz w roku. Ludzie postanowili pokonać Niana. Wiedząc, że boi się koloru czerwonego, światła i hałasu, zapalali w domach czerwone latarnie i puszczali fajerwerki. Niań przeraził się koloru i hałasu. Uciekł w góry i już nigdy nie opuścił swej jaskini. Chińczycy zdecydowali się co roku świętować zwycięstwo nad potworem przez puszczanie fajerwerków, bicie w gongi, zdobienie na czerwono obejść i palenie w domach światła przez całą noc.

Dojazd: samolotami z całego świata, wodolotem – z oddalonego o 60 km Makao, pociągiem z Shenzhen i Kantonu.
Wiza: na pobyt do 90 dni wiza nie jest wymagana.
Przyjeżdżając do Hongkongu z Chin z zamiarem powrotu, należy wcześniej uzyskać dwukrotną wizę chińską.
Waluta: 1 USD – 7,5 HK$ (kurs jest bardzo stabilny)
Noclegi: Wynajęcie dwójki na dobę kosztuje 40–70 USD.

Tekst: Jerzy Pawleta

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze luty 2010 na str. 18-23.