Na jednym z rogów tallińskiego rynku jest wbudowana mosiężna okrągła płyta. Jeśli staniesz pośrodku, zobaczysz iglice wszystkich najpiękniejszych kościołów tego miasta. To jednocześnie jego doskonała metafora, bo tutaj wszystko co najważniejsze jest w zasięgu wzroku.

Bardziej nowoczesny czy w starym stylu, więcej w nim historycznej powagi czy ruchu i energii, który opis lepiej pasuje do estońskiej stolicy? Mały parterowy domek obok nowoczesnego szklanego biurowca. Gwar starówki pachnącej prażonymi migdałami i leniwy spokój przemysłowego centrum, nawet kapryśna północna pogoda nie jest w stanie pozbawić mieszkańców uśmiechu. Taki jest właśnie Tallin, zaskakuje na każdym kroku, a im dłużej się tu przebywa, tym bardziej docenia jego uroki.

MIASTO
Tallin po estońsku oznacza „miasto duńskie” (taani linn). W dziejowej zawierusze przechodził z rąk do rąk. Rządzili tu Duńczycy, Zakon Kawalerów Mieczowych, Szwedzi, Rosjanie, ślady po tych zmianach widać na każdym kroku w architekturze, mieszkających tu mniejszościach, wielości kościołów i wyznań. Dzięki temu miasto nabrało niepowtarzalnego charakteru. Tallin byt członkiem Hanzy od XIII w., stanowiąc ważny łącznik w handlu między Wschodem a Zachodem. W czasach średniowiecza podziały klasowe skutecznie rozdarty miasto na dwie części. W górnym osiadła feudalna władza świecka i duchowna, w dolnym bogaci kupcy. Dzielący ich mur, chociaż zachowa! się we fragmentach, wciąż jest nazywany „murem nienawiści”. Dzisiaj okala kręte i wąskie uliczki wypełnione uroczymi kawiarenkami i restauracjami, które skutecznie kuszą zarówno turystów, jak i mieszkańców Tallina. Trudno uwierzyć, że w czasach rewolucji przemysłowej nad miastem unosi! się nieprzyjemny swąd celulozy z fabryki usytuowanej w samym centrum, a znad towarowego wówczas portu wędrowała ponad miastem chmura pyłu węglowego. Na szczęście dzisiaj mieszają się tu ze sobą jedynie korzenny zapach migdałów sprzedawanych na każdym rogu starówki z wonią kwiatów z kwiatowego festiwalu w parku miejskim. A port (zaprojektował go Polak- Tadeusz Apolinary Wenda), dzisiaj wyłącznie pasażerski, gości monumentalne promy zawijające z całej Skandynawii do tego malowniczego zakątka zatoki fińskiej.

STARÓWKA
Zbudowana podobnie jak reszta miasta z białego estońskiego wapienia. Imponujące mieszczańskie kamienice, wspaniale katedry i kościoły prawosławne, protestanckie i katolickie, nie bez powodu goszczą na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Szlachetnie urodzeni mieszkańcy górnego miasta, Toompea, pozostawili po sobie zamek, kościół katedralny i znak rozpoznawczy górnej starówki – prawosławną katedrę Aleksandra Newskiego. Według legendy wzgórze Toompea to gigantyczny kurhan, grób bohaterskiego obrońcy miasta Kaleva. Usypała go pogrążona w żalu żona Linda. Z tarasów widokowych tej części starówki rozciąga się niesamowity widok na zatokę, dachy niżej położonych staromiejskich kamienic i iglice kościołów. Dolne miasto, do którego prowadzi uliczka zwana „długą nogą”, dawniej zamieszkiwały znamienite kupieckie i rzemieślnicze rody, dzisiaj wyrosły tam ambasady, sklepiki, galerie i restauracje. Jedna z nich, Olde Hansa, to prawdziwy wehikuł czasu przenoszący biesiadników w średniowiecze. W tej okazalej karczmie każdy gość może chociaż przez chwilę poczuć się jak hanzeatycki kupiec, próbując wyśmienitych specjałów i trunków przy muzyce z epoki. Trzeba też zajrzeć do nieprzerwanie działającej od 1422 r. apteki. Chociaż dzisiaj zamiast palonych pszczół i sproszkowanego rogu koziorożca oferuje zwyczajną aspirynę i tak warto tu wstąpić.

SZTUKA
Pasaże i uliczki dolnego miasta często kryją w sobie warsztaty i galerie tallińskich artystów. To jedyny w swoim rodzaju Montmartre Północy. Obejrzyjcie galeryjkę Navitrolla (ul. Pikk 36), nikt tak nie rysuje zwierząt i bajkowych krajobrazów. Kilka uliczek dalej zadomowiła się w przytulnym atelier Reet Aus (ul. Muiirivahe 19), młoda projektantka z talentem i… ekoideologią. Kreacje swojego projektu szyje wyłącznie z materiałów z recyklingu albo organicznej bawełny, są więc nie tylko modne, ale i przyjazne środowisku. Ta moda podszyta filozofią już spodobała się na zachodzie Europy. Przy odrobinie szczęścia zupełnie przypadkiem można trafić do pracowni rzemieślniczej i nie tylko przyjrzeć się na pracy twórczej, ale samemu spróbować swoich artystycznych sit. Tutaj apetyt na sztukę przez duże „S” rośnie, dlatego najlepiej skierować następne kroki do KUMU (Weizenbergi 34/Valge 1). To nowoczesne muzeum – centrum sztuki i galeria narodowa w jednym. Budynek robi kolosalne wrażenie, cztery hektary powierzchni i siedem kondygnacji, w tym dwie podziemne, a w środku: wystawy, biblioteka, archiwum, warsztaty, czyli uczta dla wszystkich szukających artystycznych wrażeń. Muzeum stoi na wzgórzu Lasnamagi w parku Kadriorg, nazywanym również „doliną Katarzyny”, na pamiątkę Katarzyny I. Barokowy pałac, wybudowany przez Piotra I dla carycy, otacza wypielęgnowany francuski park położony między morskim brzegiem i wzgórzem. Kiedyś letnia rezydencja rosyjskich władców, dzisiaj popularne miejsce spacerów i odpoczynku zachwyca spokojem i przyrodą. Tutaj można sielankowo zakończyć spacer po Tallinie, planując kolejną wyprawę do Estonii. Koniecznie w czerwcu, kiedy białe noce nie pozwolą tracić ci czasu na sen.

Tekst: Monika Kaszuba

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze wrzesień 2009 na str. 30-34.