Cypr – wyspa bogini miłości – jest mekką nie tylko dla zakochanych, ale i dla tych, którzy kochają rowerowe wycieczki!

W wiosce Pano Platres czeka na nas Thomas Wegmuller, byty zawodowy kolarz i czempion. Oparte o ścianę stoją gotowe do drogi rowery górskie. Ruszamy w trasę!

DO PAFOS
Kilka stromych podjazdów i wjeżdżamy na szutrową drogę, która prowadzi do klasztoru Panagia Trooditissa. Jedziemy przez zalesiony i kamienisty teren, po drodze przystosowanej do jazdy rowerem MTB. Białe i czarne świerki przyglądają się naszym pierwszym wiosennym wspinaczkom, a bladych jeszcze nóg nie da się przed nikim ukryć. Krótka przerwa przy wodospadzie Chantara, nad którym króluje i towarzyszy nam na każdym kroku najwyższy szczyt Cypru Olimp (1950 m n.p.m.). Pokonujemy kolejne kilometry pod górę i z daleka podziwiamy monastyr w Kykkos – cel wielu pielgrzymek. Szosą E804 zjeżdżamy z powrotem do wioski Pano Platres. Dopiero teraz, kiedy mija mnie samochód, przypominam sobie, że na Cyprze obowiązuje ruch lewostronny. Na koniec dnia Thomas proponuje jeszcze krótki wypad do wodospadu Kaledonia. Zgodziliśmy się tylko dlatego, że nikt nie spodziewa! się tak morderczego podjazdu. Ale widok 13-metrowej ściany wodnej zrekompensował nam trudy wspinaczki. Zjazd byt jeszcze bardziej skomplikowany niż podjazd, bo trasa wiodła wzdłuż strumienia i była nieprzejezdna. Musieliśmy skakać wielokrotnie z jednej strony strumienia na drugą. W ten sposób zrobiliśmy 30-kilometrową pętlę dla zaawansowanych.

HEJ, AFRODYTA!
Ruszamy w miejscowości Pachna i jedziemy na południowy zachód w kierunku Petra tou Romiou – miejsca narodzin Afrodyty. Mijamy winnice, stada kóz pasących się na zboczach gór, dziadka na osiołku, który stara się nawiązać rozmowę. Niestety po grecku. Naszym pierwszym celem jest muzeum oliwek i oliwy Oleandra. W następnej wiosce zahaczamy o muzeum karobu, czyli drzewa świętojańskiego (polska nazwa: szarańczyn strąkowy). Jego nasiona ze względu na taki sam rozmiar i wagę służyły niegdyś jako miara wagi. Słowo karat, jest grecką nazwą karobu.
Dość zwiedzania! Mata kawka w przydrożnej ospałej kawiarence i lecimy dalej. Mijajmy winnice, wspinamy się wąską szutrową drogą, która pamięta jeszcze czasy bizantyjskie. Jest bardzo gorąco. Thomas uspokaja nas, mówiąc, że to jeszcze nic. Latem temperatury osiągają tutaj 45 st. C! Wreszcie jesteśmy na szczycie, z którego rozpościera się piękny widok na morze. Wjeżdżamy na asfaltową drogę, po obu stronach bajeczne wille i pole golfowe Afrodyty. Zostawiamy za sobą meleksy i wpadamy na wybrzeże. Przed nami najpiękniejszy odcinek, single trail wzdłuż wybrzeża do plaży Afrodyty. Na widok słynnych skat, przy których bogini wyłoniła się z piany morskiej, cale zmęczenie po 40-kilometrowej trasie nagle zniknęło.
Tamtejszą plażę odwiedzają nie tylko zakochani. Legenda głosi, że jeśli ktoś znajdzie tam kamyk w kształcie serca i podaruje go ukochanej osobie, to szczęście ich nie opuści, a miłość będzie trwała wiecznie. My jednak nie przybywamy tu po kamyki. Jedyne, o czym marzymy, to chwila odpoczynku!

REKREACYJNIE
Z Alanem Yatesem z MTB Cyprus wyruszamy do wąwozu Avakas. Tworzą go dwie wielkie skaty, między którymi prowadzi wąski przesmyk. Mam wrażenie, że jestem na planie „Władcy pierścieni”. Czuję nawet na sobie wzrok hobbitów przyglądających mi się z ukrycia! Dalej jedziemy wzdłuż wybrzeża do małego półwyspu Lara. Jego plażę upodobały sobie żółwie zielone i żółwie karetta. W czerwcu i lipcu samice składają tu jaja. Jest ciepło, a lazurowe morze jest takie kuszące… Za chwilę wszyscy jesteśmy w wodzie! Podsumowanie dnia: 35 km po prawie płaskim terenie.

DLA ORŁÓW
Z Pano Arodes wyruszymy na podbój półwyspu Akamas. Jedziemy kilka kilometrów w cieniu góry, na której wznosi się baza brytyjska. Następnie długimi pasażami wspinamy się w górę, gnamy w dót, a wszystko to wśród cudownej roślinności. Co chwila przystajemy, ale nie ze zmęczenia, lecz by nasycić się przepięknymi widokami gór i morza. Ale jednak prawdziwa zabawa zaczyna się kilka kilometrów dalej. – Zjazd, który jest przed nami, to down hill z prawdziwego zdarzenia – rzuca Alan. Dodaje jeszcze kilka stów o śliskich kamieniach na wąskiej drodze, krzewach cierniowych na poboczu i o wężach, które grasują w tych okolicach. Cóż, puszczam hamulce i w dót. Nie ma już odwrotu!
Jedyne, o czym w tej chwili myślę, to słowa mojego przyjaciela „zjazdowca” – rower zna drogę, hamuj dopiero na końcu. Zjazd kończę efektownym skokiem ze sporej rampy. Przeżyłem!
Leśną drogą dojeżdżamy do malej kopalni magnezu i dalej na granicę terenów wojskowych. Czerwona gleba sprawia, że czujemy się, jakbyśmy byli w Australii na Crocodile Trophy, a nie na Cyprze. Ostatni odcinek to znowu kilka mocnych podjazdów, ale już wzdłuż lazurowego wybrzeża. Mijamy matą wysepkę Agios Georgios i po chwili wpadamy do łaźni Afrodyty. Tutaj właśnie, niedaleko Polis, bogini miłości w grocie otoczonej drzewami figowymi brata kąpiele i spotykała się ze swym ukochanym Adonisem. W nogach mocno czujemy dzisiejsze ok. 40 km. Odpoczniemy jutro. Już w Polsce…

Tekst: Wojtek Henszel

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze maj 2009 na str. 107-107.