Ponad dekadę temu Czechy stanowiły prawdziwą mekkę podróżniczą dla Polaków. Jednak, gdy świat stanął przed nami otworem i tylko od zasobności kiesy zaczęło zależeć gdzie i kiedy spędzimy wolne chwile, o przepięknej i skrytej wśród malowniczych gór i lasów krainie naszych południowych sąsiadów, zdawaliśmy się zapomnieć.

Oczywiście, często przemierzamy ją w drodze na południe, skrycie zazdroszcząc doskonałych dróg i autostrad, ale w pogoni za czasem rzadko kiedy zatrzymujemy się tu na dłuższy popas. A szkoda… Ten rok, jeśli nie liczyć kilku dosłownie chwil spędzonych w Cieszynie, zacząłem od wizyty w Brnie.

Austerlitz, Krtiny i Macocha
Najważniejszym w tym roku miejscem jest, oczywiście, położony u wrót Brna – Sławków – niegdysiejszy Austerlitz, miejsce jednej ze słynniejszych bitew okresu napoleońskiego. W grudniu mija dokładnie jej dwusetna rocznica i już teraz widać niespieszne przygotowania do wykorzystania tego faktu w promocji regionu. Dostępne są pierwsze foldery i programy obchodów. Odbędzie się wielka plenerowa inscenizacja tamtych wydarzeń.
Zapomniane przez Boga i ludzi, jeśli nie wszystkich, to przynajmniej mieszkańców innych czeskich krain – Krtiny leżą na pograniczu morawskiego krasu, nie dalej niż 18 kilometrów od Brna. Nie przesadzam i sam tego doświadczyłem mając okazję porównywać Morawy z opisem, jaki zgotowała mu autorka wydanego przez Bezdroża przewodnika „Gospoda pełna śmiechu”.
Centralnym i jedynym godnym uwagi punktem, w liczących prawie tysiąc mieszkańców Krtinach, jest tutejsza fara Najświętszej Marii Panny, która chociaż wzniesiona w okresie baroku pielęgnuje tradycje miejsca pielgrzymek. Bogato wyposażone, przecudnej urody barokowe wnętrze jest obecnie w częściowej konserwacji, ale nie przeszkodzi to nam nawet na chwilę mieć otwarte ze zdziwienia usta.
Nie mniej szokujące są też zdobione jakby laurowym wieńcem ludzkie czaszki, na które badacze natknęli się przy penetracji podziemi kościoła.
Jednak morawski kras kryje w sobie wiele niespodzianek będących nie tylko dziełem myśli i ręki człowieka. To przed wszystkim bardzo urozmaicona, o wapiennym podłożu kraina, w której działalność szczególnie mocno zaznaczyła woda. Nam udało się dotrzeć do Macochy i ostrowskiej jaskini o wdzięcznej nazwie Balcerka, których pierwszą penetrację rozpoczęli ludzie jeszcze w połowie siedemnastego stulecia. W końcu wieku XVIII zaś „zmierzył i opisał” je Karol Rudziński. Niestety, byliśmy tu przed sezonem i nie dane nam było zakosztować przyjemności podróży kolejką linową. Za to zupełnie bez tłoku i udziału innych wycieczek mogliśmy podziwiać wspaniale stworzone przez przyrodę wnętrza.

DSC_0726

Pałac w Lednicy
W połowie osiemnastego wieku na rozległej równinie z polecenia książąt Lichtenszteinów wzniesiony został rozległy pałac, mający głównie charakter reprezentacyjnej siedziby tego bogatego i piastującego najważniejsze w Austrii stanowiska rodu. Dzisiejszy wygląd neogotyckiej rezydencji wzorowanej na angielskich siedzibach lordowskich zawdzięcza Jerzemu Wingelmuller, pod którego kierownictwem w niecałe dwanaście lat tak doskonale zatarte zostały wszelkie ślady barokowego pierwowzoru, że nie można dzisiaj ich znaleźć.
W całości widać wyraźnie pychę mecenasów zamierzających rzucić na kolana przepychem. W efekcie wśród niezliczonej ilości niemalże doskonałych detali nie można się dopatrzyć ani grama smaku. Całe wnętrze w bogatej drewnianej ornamentyce po prostu przytłacza, przypominając „bogate nowobogackie wnętrze” niźli siedzibę rodu z taką tradycją. A szkoda, bowiem jest to jedna z niewielu budowli wzniesionych z polecenia Lichtenszteinów, której można postawić takie zarzuty.
Bez zarzutu jest za to palmiarnia, która i dzisiaj po ponad stu pięćdziesięciu latach sprawia wrażenie „nowoczesnej’ i przestronnej. Zawdzięcza to przede wszystkim P. H. Desvignese, który do realizacji swego projektu zastosował ultranowoczesne (w połowie dziewiętnastego stulecia ) żeliwne konstrukcje nośne.
Wspaniały jest także utrzymany w stylu francuskim ogromny park, moim zdaniem największy z widzianych przeze mnie zarówno w samych Czechach, jak i Polsce, czy Słowacji. Zwieńcza go położony w oddali ponad sześćdziesięciometrowy minaret, na szczyt którego wiedzie kilkaset stopni, a więc gdy komuś przyjdzie ochota spojrzeć z jego platformy widokowej na okolice będzie się musiał najpierw nieźle napocić, bowiem jego budowniczy Józef Hardmuth zrobił naprawdę dużo by zadowolić swego zleceniodawcę. Od kiedy park został wpisany na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO zainteresowanie nim ze strony turystów niewspółmiernie wzrosło.

Brno view

Brno
Prawa miejskie uzyskało miasto w roku 1243, tym samym, w którym pod naszą Legnicą miał są „głowę stracić” śląski książę Henryk Pobożny.
Klęska Czechów pod Babią Górą w 1620 roku oddała krainę we władanie Austriaków, którzy pozostawili po sobie przede wszystkim silną twierdzę Spilberk, której zadaniem było dominowanie nad miastem i okolicą. W samym mieście króluje secesja w jej najpiękniejszym wiedeńskim wydaniu. Najważniejszym zabytkiem jest jednak wspaniała, wzniesiona na wzgórzu gotycka katedra pw. św. Piotra, której nie zaszkodziła nawet dziewiętnastowieczna przebudowa. Budowla była wznoszona etapami, z któ-
rych pierwszy zakończył się mniej więcej pod koniec XII wieku. Równie monumentalnie prezentuje się wnętrze tylko o kilkadziesiąt lat od niej młodszego kościoła św. Jakuba fundacji Przemysława Otokara I.
Z obiektów na wskroś świeckich najstarszym jest gotycki ratusz z połowy XIII stulecia, który swój ostateczny wygląd zewnętrzny zawdzięcza uczniom Antonio Pilgrama z początków wieku XVI.
Współczesne Brno jest miastem targowym i pod tym względem przypomina Poznań. Tu sezon trwa w zasadzie od połowy stycznia do listopada i widać, że miasto dużo temu faktowi zawdzięcza. Uczestników GO 2005 podejmowano na zamku, a uroczystościom towarzyszyły pokazy sztucznych ogni i elementy musztry w wykonaniu odzianych w dziewiętnastowieczne uniformy żołnierzy. Nie obyło się bez honorowej salwy, zaś ci, którzy mieli na to ochotę mogli jeszcze uczestniczyć w wycieczce po zamkowych podziemiach, gdzie niegdyś rozlegały się jęki przetrzymywanych tu z rozkazu cesarskich urzędników przeciwników austriackiego panowania. Nie brakowało i polskich błagań, i modlitw tych, którym dane było uwierzyć w sukces „Wiosny Ludów”.

Tekst: Krzysztof Łukaszewicz

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze Październik 2005.