Tutaj wszystko wymalowano na tyle różnobarwnie, jaskrawo, Jakby prosty obraz dziecka, Ale, o mój Boże, ile trudności, niezrozumienia W tym świecie, co nazywa się Armenia. Tak współczesny poeta ormiański Parujr Sewak opisał swoją ojczyznę. I rzeczywiście, Armenia to kraj ogromnych kontrastów. To tutaj właśnie koegzystują starożytność i marzenia o przyszłej potędze, historia i terazniejszość, ogromna bieda i bogactwo. I tylko na tej ziemi tak wspaniale splatają się ze sobę wschodnia kultura i chrześcijaństwo.

„Or­miań­ski los” – hi­sto­ria pi­sa­na cier­pie­niem
Armenia to niemal mityczna kraina znana z legend i… Biblii. Według Starego Testamentu Arka Noego zatrzymała się na górze Ararat, a Dolina Araracka stała się kolebką ludzkości – nowej, ocalonej przez Boga przed kataklizmem. I choć współcześnie góra znajduje się na terytorium Turcji, Ararat pozostał – i chyba pozostanie na zawsze – symbolem Armenii. Znajdziemy go w wielu nazwach osobowych, w logo firm i organizacji, na etykietach wielu produktów, z których najsłynniejszym w świecie jest ormiański koniak -„Ararat”.
Dzisiejsza Armenia to skrawek niegdysiejszego mocarstwa. Liczy niecałe 30 000 kilometrów kwadratowych i swym obszarem zbliżona jest do województwa wielkopolskiego. W okresie mocarstwowym zaś, w czasie panowania króla Tigrana Wielkiego, Armenia obejmowała ogromne terytorium sięgające od Morza Kaspijskiego po Morze Śródziemne.

Historia Hajastanu – tak brzmi nazwa Armenii w języku ormiańskim – to 7000 lat nieustannych migracji, rozbiorów, obcego panowania. Armenia była podbijana przez Persów, Rzymian, Arabów, Turków, Mongołów i Rosjan. Dwukrotnie w okresie swej długiej i bolesnej historii zaznała wolności. Niepodległą była za panowania Tigrana Wielkiego (I w. p.n.e) i jest niepodległą obecnie – od chwili rozpadu ZSRR. Jednak najboleśniejsze rany Armenii są związane z tzw. Genocidem z roku 1915 i rzezią Ormian dokonaną przez Turków.

Ormianie są niemal genetycznie zrośnięci z cierpieniem. Wierzą, że w świecie i życiu nie ma nic trwałego, co nie mogłoby zostać zniweczone w dowolnej chwili. Dlatego nie planują przyszłości, żyją dniem dzisiejszym, nie zastanawiając się, co będzie jutro. Mówią: wybudujesz dom, zniszczy go trzęsienie ziemi, zgromadzisz przedmioty – przyjdzie wojna, która wszystko ci odbierze. Co się dla nich liczy? Ludzie, bliscy, rodzina, która jest w Armenii niezwykle trwałą wartością. Jeśli wszystko może nagle obrócić się w pył, trzeba żyć, a „żyć” oznacza w Armenii być z bliskimi, spędzać każdą wolną chwilę z przyjaciółmi i rodziną, a przede wszystkim cieszyć się: dziś świeci słońce, dziś wieje wiatr, dziś masz co jeść – to jest szczęście!

„Ró­żo­we mia­sto” ­- Ere­wań
Erewań jest jednym z najstarszych miast świata i trzynastą z kolei stolicą Armenii. Został założony przez króla Argiszti I w 782 r. p. n. e., który nazwał je „Erebuni”, co oznacza „zwycięstwo”.
Ja nazywam go „państwem – miastem”, gdyż mieszka w nim połowa z 3 milionów wszystkich mieszkańców Armenii. Mieszczą się tu wszystkie instytucje państwowe, uniwersytety, szkoły, muzea, teatry. Pozostałe, nawet te większe miasta jak Giumri (dawniej Leninakan – epicentrum trzęsienia ziemi w 1988 roku) i Wanadzor (dawniej Kirowakan) Europejczykom kojarzą się raczej z osadami lub dużymi wsiami.
Erewań nazywany bywa „różowym miastem”. Dzieje się tak za sprawą tuffu – lekkiego kamienia wulkanicznego, służącego za podstawowy i wszechobecny materiał budowlany. Osobliwością tuffu jest jego kolor: od czarnego poprzez brunatny do różowego właśnie. Nie musimy zakładać różowych okularów, by zobaczyć różowe domy.
Warunki życia we współczesnym Erewaniu są bardzo trudne. Domy nie posiadają centralnego ogrzewania, wiele dzielnic nie ma również dostępu do gazu. Woda, z powodu przestarzałej instalacji wodociągowej jest dostępna tylko w określonych godzinach. Wszędzie zobaczyć możemy posowieckie obskurne bloki, nieoświetlone klatki, ale chodniki w centrum miasta wyłożone są najlepszej jakości kostką brukową, ulice nęcą neonami, reklamami znanych zachodnich marek i firm, przy głównej ulicy – Abovjana parkują najdroższe samochody.
To miasto kontrastów tętni życiem do późnych godzin nocnych. Ormianie uwielbiają spędzać wolny czas na biesiadach za stołem. Sezon letni trwa tutaj pół roku, nic więc dziwnego, że znajdziemy tu tysiące kafejek i restauracji pod gołym niebem. Zjemy w nich smacznie i niedrogo. Trzeba spróbować lawaszu – ormiańskiego chleba, cienkiego jak naleśnik, z wyglądu przypominającego papier, haszu – narodowej zupy, podobnej do bulionu, horowatsa – szaszłyku, barbecue. Wszystko to zostanie podane wykwintnie, a do tego okraszone ogromną ilością świeżych ziół, Europejczykom znanym tylko w suszonej postaci (rehan, kotem, tarhun, hamem), a które tutaj są spożywane do każdego posiłku.
W samym Erewaniu zabytków znajdziemy niewiele. Do miejsc wartych zobaczenia należy „Erebuni” – ruiny starożytnej twierdzy z czasów państwa Urartu, z zachowaną ścianą ozdobioną freskami. Rozciąga się z niej przepiękny widok na całe miasto. Trzeba również odwiedzić Matenadaran – instytut i muzeum ormiańskich ksiąg, w którym zgromadzono około połowę wszystkich istniejących (czyli około 17 tys.) ormiańskich manuskryptów – prac historyków, filozofów, poetów, teologów, fizyków i matematyków z okresu V- XIII wieku, jak i wiele przekładów dzieł obcych na język ormiański. Budynku Ma-tenadaranu „pilnuje” figura Mesropa Masztoca – mnicha z V w., wynalazcy ormiańskiego alfabetu, który również przetłumaczył Biblię na ormiański.

Sam język ormiański należy uznać za jedną z tutejszych osobliwości – obfitujący w trudne do wymówienia dźwięki, brzmiący głośno, ostro, twardo i dosyć groźnie. Sami Ormianie śmieją się, iż obcokrajowcowi słyszącemu rozmowę w tym języku może wydawać się, iż rozmówcy kłócą się, podczas gdy oni czule wyznają sobie miłość.

„Ka­mien­ny kraj” – pej­zaż za mia­stem
Armenia jako pierwsza w świecie przyjęła chrześcijaństwo w 301 r., ale bywa często uważana za kraj muzułmański. Nic dziwnego – oprócz chrześcijańskiej Gruzji, jest otoczona przez islamskich sąsiadów: Azerbejdżan, Turcję i Iran. Sąsiedztwo tych państw i położenie geograficzne wpłynęło na kulturę Armenii. Ryszard Kapuściński porównywał ulice Erewania do ulic Stambułu. Istotnie: chaotyczny ruch drogowy, barwne, głośne ulice, wypełnione dźwiękami klaksonów i pokrzykiwaniami sprzedawców owoców i przypraw, kurz połączony ze skwarem – to tylko zewnętrzny powiew Wschodu. Do głębiej tkwiących w kulturze podobieństw z sąsiadami należy patriarchalizm kultury w Armenii. Choć i tutaj wdziera się wyemancypowanie, reprezentowane przeważnie przez tandetno-agresywną kulturę masową współczesnej Rosji. O publicznym paleniu papierosów przez kobiety jednak nie może być mowy, a kobieta wiejska rzadko kiedy uczestniczy w przyjęciu, siedząc ze swymi gośćmi za stołem. Jak i w innych kulturach patriarchalnych ościennych państw, wysoko ceni się dziewictwo, posłuszeństwo, a w małżeństwie absolutne oddanie i wierność małżonki, co sprawia, że rozwód wciąż uznawany jest w Armenii za skandal.

Bycie sowiecką republiką wpłynęło znacząco na zeświecczenie kultury. Naród ormiański trudno dzisiaj uznać za powszechnie praktykujący. Cerkwie bywają odwiedzane tłumnie nawet 8 marca i 14 lutego – w Dzień Kobiet i Walentynki. Ormianie są przy tym niezwykle, na wschodni sposób, zabobonni i przesądni, często noszą przy sobie amulet w kształcie niebieskiego oka, chroniący przed urokami.

Wszystko co najważniejsze znajduje się poza miastem – stwierdzi niejeden turysta. To, co najważniejsze to dziewicza przyroda oraz unikalne zabytki architektury sakralnej, których na tak małej powierzchni, jak terytorium współczesnej Armenii doliczono się więcej niż 15 000! Trzeba wyjechać z Erewania, by zetknąć się z zabytkami wczesnego średniowiecza, w których poczujemy niezwykłą atmosferę rodem z „Imienia Róży” Umberto Eco, zapach świec, ciche zawodzenia ukrytych głęboko w kapturach mnichów, gregoriańskie zaśpiewy, smutek starych ikon.

Opuszczając Erewań zobaczymy przede wszystkim „krajobraz księżycowy” – rozległe, puste, niezamieszkałe przestrzenie pokryte kamieniami. Otoczenie staje się bardziej kamienne, gdyjedziemy w kierunku najwyższej góry Armenii – szczytu Aragac (4090 m npm) Za to góry porośnięte lasami znajdziemy na północ od jeziora Sewan . Krajobraz lesisty jest tu tak rzadki, że dla Ormian niemal egzotyczny.

Eczmiadzyn powinien znaleźć się na trasie każdego podróżującego tropem chrześcijaństwa. Tu rezyduje Katolikos-głowa narodowego, niezależnego kościoła ormiańskiego. Podziwiać możemy również Katedrę powstałą w IV w. n. e (?) oraz dwie inne, mniejsze świątynie: św. Hripsime i św. Gajane (obie z XII w.). W każdym przewodniku znajdziemy również klasztor Khor Virab położony w Dolinie Ararackiej. To tutaj za krzewienie wiary chrześcijańskiej przez 40 lat był więziony św. Grzegorz Oświeciciel. Przy sprzyjającej pogodzie ujrzymy klasztor na tle monumentalnego Araratu, który z tego miejsca wydaje się bliski na wyciągnięcie ręki.

Sacred Khor Virap Monastery

Niezwykłym jest również wydrążony częściowo w skale pomiędzy VII a VIII wiekiem klasztor Geghard. Do dziś mieszkają tam mnisi i odprawiane są msze w staro-ormiańskim języku – ghrabar. Niedaleko zachowała się jedyna pogańska świątynia, powstała w III w. p. n. e. – Garni – klasyczny przykład architektury hellenistycznej.
Turyści wyjeżdżając za miasto korzystają przeważnie z najpopularniejszego transportu, jakim są „marszrutki” czyli minibusy. Dążą one zwykle do konkretnego celu, nie zatrzymując się po drodze, dlatego lepiej jest organizować własny transport, gdyż to, co najpiękniejsze ukryte jest w górach, z dala od głównych dróg. Cuda architektury są wszędzie. W każdej wsi, w każdej dolince i na każdym wzgórzu, zaskakują swym istnieniem i pięknem nagle, magicznie objawiając się naszym oczom. W niektórych z nich, nawet tych ukrytych w wysokich górach, zastaniemy kamienne ołtarze oblane świeżym woskiem i metalowe stojaki, na których w piasku umieszcza się zapalone świece. Czuć będziemy zapach kadzideł i świec. Na próżno jednak wzrok obejmuje otaczające świątynię rozległe i puste przestrzenie szukając choćby jednego domku czy człowieka. Dookoła pustkowie i ma się wrażenie uczestnictwa w jakimś magicznym misterium duchów z przeszłości.

Kamienne krzyże
Absolutnie unikalnym i rozpoznawanym na całym świecie symbolem ormiańskiej sztuki sakralnej są chaćkary czyli misternie rzeźbione kamienne krzyże (chać – kamień, kar – krzyż). Często odwiedzam rzadko wymieniany w przewodnikach Noraduz (na południe od jeziora Sewan) – największy w Armenii tzw. cmentarz chaćkarów (IX-XI w.), prezentujący najróżniejsze formy zdobnicze: od czysto ormiańskich po „kosmiczne” -jak je nazywam, nieociosane kamienne bryły z nietypowym dla kultury ormiańskiej ornamentem lub wizerunkiem leżącego człowieka o „mongolskich” rysach twarzy, w koronie lub aureoli. Innym takim miejscem, które chce się odwiedzać wielokrotnie jest Zwartnoc – położone nieopodal stolicy przy drodze na lotnisko o tej samej nazwie, ruiny restaurowanej katedry, wzniesionej w VII w. przez Katolikosa Nersesa III na główną siedzibę kościoła ormiańskiego.

Armenia stoi również otworem dla wielbicieli natury, dzikiej, nietkniętej ludzką stopą przyrody. Oprócz gór, które są tu wszędzie (Armenia leży na wysokości 1000 – 2500 m. npm, posiada kilkanaście masywów górskich powyżej 3000 m. npm), znajdziemy rozległe zielone doliny, okolice zadrzewione, wodospady i jeziora – z których największym jest jezioro Sewan położone na wysokości 1900 m. npm, z krystalicznie czystą wodą, nadającą się nawet do picia, nazywane morzem lub perłą Armenii. A amatorom miejsc niesamowitych poleciłabym również Karahundżi – kompleks kamieni, starszy od angielskich Stone Handge, bowiem datowany na 7500 lat p. n. e.

Eu­ro­pej­czyk w Ar­me­nii
Mieszkam i pracuję w Armenii już lub dopiero dwa i pół roku. Im więcej wiesz tym bardziej upewniasz się, że wiesz mało – tę maksymę mogę z pewnością zastosować do siebie w Armenii.
Kraj ten jest absolutnie fascynujący. Jego przyroda zapiera dech w piersiach, a kultura poraża. Armenia jest piękna – przekona się o tym każdy turysta. Armenia jest też trudna – to wiedzą Europejczycy mieszkający w Armenii nieco dłużej. Nie należy bowiem zapominać, iż „Hajastan” to jednak Azja, a nie Europa. Dziesięciolecia pod radzieckim panowaniem również zrobiły swoje. Dla nas – Europejczyków mieszkających w Armenii wiele aspektów tutejszej kultury stanowiło wyzwanie, zwłaszcza w codziennej pracy: chaotyczność, brak planowania, luźne traktowanie umów i zobowiązań, nienormowany, a raczej niczym nieograniczony czas pracy…

Jednak właśnie w Armenii znaleźć można coś, od czego odchodzi dziś współczesna Europa. Są to więzi międzyludzkie, poczucie bliskości z ludźmi, wielka otwartość, gościnność, bezinteresowność i gotowość niesienia pomocy. Rodzina i przyjaźń to dla Ormian największe, nienaruszalne i święte wartości.

Naród ormiański jest spokojny i pełen wewnętrznej godności, mimo krzywd i cierpień, które go spotkały, a może właśnie dzięki nim. Ormianie traktują obcokrajowców przyjaźnie, jednak cudzoziemiec to w Armenii rzadkość i budzi zawsze duże zainteresowanie. Polacy są przyjmowani szczególnie. Ormianie Polskę znają, bowiem obecnie mieszka w naszym kraju około 100 000 ich ziomków. Polska kojarzona jest tutaj również z pomocą, jakiej nasz kraj udzielił Armenii po tragicznym trzęsieniu ziemi. Ormianie to pamiętają. Często swą postawą pragną spłacić „dług wdzięczności” wobec naszego kraju.
Od obcokrajowców oczekują natomiast, iż ci będą w stanie zaakceptować i przyjąć ich kulturę, z której sami są niebywale dumni. Radzę więc przybyszom by postąpili tak, jak w jednym ormiańskich przysłów – „Przychodząc w dom, w którym mieszka ślepy, zakryj jedno oko”.

Tekst: Dminika Izdebska

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze Styczeń-Luty 2005.