Gdzie Rzym, gdzie Krym…. głosi ludowe porzekadło. Rzym stał się nam bliski, szczególnie dzięki długiemu pontyfikatowi Jana Pawła II, w czasie którego odwiedziło włoską stolicę prawdziwe mrowie naszych rodaków. Krym zaś pozostawał ciągle odległy, mimo że dzieliła go od nas tylko jedna granica.

Teraz, po latach zapomnienia wracają powoli nasze stare miłości. Po okresie zachwytu nad urokami regionu śródziemnomorskiego, przypominać sobie zaczynamy o miejscach odwiedzanych wcześniej, jeszcze za tak zwanej „komuny”, ożywa zainteresowanie odpoczynkiem nad Morzem Czarnym.

A jak Morze Czarne to oczywiście i Krym, należący do Ukrainy półwysep o walorach klimatycznych podobnych do Francuskiej Riwiery, tym jednak ją przewyższający, że posiada niezliczone atrakcje dla miłośników przeszłości, ludzi zainteresowanych historią, literaturą i sztuką, szczególnie tą blisko związaną z Polską.

U jego brzegów Homer umieścił część akcji „Odysei”, tu powstawały „Sonety krymskie” Adama Mickiewicza, a nad cichą i malowniczą zatoczką w Gurzuf Antoni Czechow pisał „Trzy siostry”. Tu spotykali się przywódcy państw socjalistycznych i to nawet wówczas, gdy system ów nie tylko się chwiał w posadach, ale wręcz walit. Na Krymie bawił Gierek, gdy w Gdańsku powstawała „Solidarność”. Gorbaczow tam też właśnie rozstawał się z funkcją prezydenta.

Mający swe polskie korzenie słynny pałac w Liwadii, znajdujący się w zasadzie na skraju Jałty, gościł w 1945 roku słynną Wielką Trójkę, która przedzieliła Europę żelazną kurtyną. Trochę wcześniej, na początku XX wieku, z okien liwadijskiego pałacu podziwiała morze liczna rodzina Romanowów. Bo właśnie w tym miejscu najczęściej wypoczywała rodzina imperatorów rządzących najrozleglejszym państwem świata.
Kiedyś można było jechać tam z Orbisem, Gromadą, czy innym, liczącym się turystycznym biurem, ale kosztowało to dość sporo jak na ówczesne kieszenie i w dodatku nie łatwo było znaleźć wolne miejsce, a o każde skierowanie na urlop toczono poważne boje. Dzisiaj też można się wybrać z biurem podróży, które załatwi chętnemu wszystko, czego potrzebuje do życia. Można również odbyć drogę na Krym w znacznie mniejszym towarzystwie lub nawet samemu. Autem, pociągiem i samolotem. Tak już i samolotem, bo wreszcie uruchomione zostało lotnicze połączenie.

Po samym półwyspie można podróżować „marszrutami”, najczęściej niemiłosiernie zatłoczonymi busika-mi, mającymi jednak niepowtarzalną zaletę – są tanie. Niewątpliwą atrakcją może być podroż międzymiejskim trolejbusem. Bilet to wydatek rzędu kilku hrywien. Miejsca są jednak numerowane. W Symferopolu dworzec trolejbusowy znajduje się tuż obok kolejowego, a trolejbus zawiezie nas aż do samej Jałty.
Pomiędzy najważniejszymi miastami kursują także „elektriczki” – podmiejskie pociągi, z którymi konkurują osobowe auta. Taka przyjemność to jednak wydatek rzędu kilku dolarów. Oczywiście, trzeba się targować. Ale tylko dzięki nim można rzeczywiście poznać ten niezwykły półwysep, docierając do miejsc znanych tylko z przewodników.

Tekst: Krzysztof Łukaszewicz

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze Wrzesień 2005.