Raz na wozie, raz pod wozem – mówi jedno z popularniejszych polskich porzekadeł, które z pewnością użyć można ilustrując przypadek Czerska i Góry Kalwarii – miejscowości bez wątpienia sobie bliskich nie tylko w sensie geograficznym. Przez pierwsze pięć, sześć wieków naszych dziejów górą był Czersk. Ostatnie trzy i pół należą jednak do Góry Kalwarii, której funkcja najpierw religijna, a potem gospodarcza usunęła w cień dawną stolicę. Dowodzi to jednak, jak daleko potrafią prowadzić zmiany wywołane bądź to przez przypadek, kaprys fortuny, bądź też przez ambicję i wolę reorganizacji jakiejś wybitniejszej jednostki.

Gdy Czersk był stolicą
Obszar czerski to jedno z najstarszych miejsc zasiedlonych przez ludzi na terenie dzisiejszego Mazowsza, co potwierdza odkryte na zamkowym wzgórzu cmentarzysko popielnicowe kultury grobów kloszowych sprzed ponad dwu tysięcy lat.
Pierwsza zaś wzmianka o tutejszym grodzie pochodzi sprzed prawie tysiąclecia i związana jest z poskromieniem buntu Masława oraz pacyfikacją Mazowsza, jaka miała miejsce w połowie jedenastego stulecia.

Wnuk Bolesława Krzywoustego, a także dziad Władysława łokietka – Konrad I, Mazowieckim określanym w podręcznikach historii, ten sam, który sprowadził nam na głowę Krzyżaków, ambicje miał nieposkromione i skupił pod swą władzą wszystkie bez mała północno-wschodnie ziemie polskie od łęczycy i Kruszwicy po Wiznę i łiw. Sam zaś osiadł, jeśli można powiedzieć tako tym niezwykle „ruchliwym” księciu, w swym stołecznym Czersku.

Troszke historii
Kto wie jak by się potoczyły dalsze losy jego i Polski, gdyby nie wzmożona w tym czasie intensywność litewskich i pruskich najazdów. Tymi drugimi próbował zająć Krzyżaków, ale z pierwszymi, którzy zniszczyli Płock, Pułtusk i Jazdów musiał radzić sobie sam. Do tego dochodziły jeszcze konflikty z Czechami i miedzypiastowskie waśnie i przymierza, w których i dzisiaj po latach połapać się jest nadzwyczaj trudno, a co dopiero wówczas, gdy sojusznicy zmieniali się nieomal z dnia na dzień.

Nie znamy wyglądu fortecy Konrada, chociaż możemy się domyślać, iż nie była ona byle jaka, wszak książę musiał się mieć stale na baczności. Spalili ją łitwini Kiejstusa w 1350 roku. Swój obecny wygląd zawdzięcza on księciu Januszowi I, temu samemu, który w niewiele lat później skaże swą dotychczasową stolicę na dalszy prowincjonalny byt.
Przyczyną tego była nie tylko Wisła, która niestety „odsunęła się” od czerskiego zamku co znacznie zmniejszyło jego walory obronne, ale i… brak miejsca na budowę tak okazałej rezydencji, jaką wymarzył sobie książę, każący tytułować się panem ziemi wyszogrodzkiej, ciechanowskiej, zakroczymskiej, liwskiej, wiskiej, warszawskiej i czerskiej.
Był w swym zamiarze tak uparty, że nie bał się nawet srogiego bazyliszka, który jak wiadomo wówczas zamieszkiwał pieczarę w okolicy dzisiejszego Starego Miasta.
Ze swym ambitnym ojcem Siemowitem III, ostatnim panem całego, chociaż już znacznie okrojonego Mazowsza, a nawet bratem, który odziedziczył imię po przodkach, niewiele go łączyło, a już na pewno nie podzielał ich politycznych ambicji, stając się z pokorą sojusznikiem panów na krakowskich stolcu.

Swe wielkie chwile miał jeszcze Czersk za Bony, która uczyniła z tutejszego zamku ostoję swoich wpływów politycznych, ale niestety zżerana nieopanowaną ambicją, musiała w końcu ustąpić miejsca swemu synowi Zygmuntowi Augustowi, a sama z zawłaszczonymi bogactwami udać się na emigrację do ojczystych Włoch. Z czasów Bony pozostały tradycje czerskich ogrodów i warzywnych pól, co od przynajmniej siedmiu ostatnich lat stanowi pretekst do przesympatycznych i zyskujących coraz większą popularność imprez plenerowych.

Późniejsze losy zamku były nad wyraz typowe. Splądrowany przez Szwedów popadał w ruinę aż do czasu, gdy znalazł się w rękach marszałka koronnego Franciszka Bielińskiego, tego samego, który odpowiadał za warszawską komisję brukową i od którego funkcji swą nazwę wzięta jedna z najważniejszych ulic Warszawy – Marszałkowska. To właśnie on pozostawił po sobie ceglany mostek wiodący do zamkowej bramy (1762).

Kiedyś Czersk „słynął” ze szczególnie paskudnego piwa, jakie tu warzono. Dzisiaj w dobie globalizacji (nawet piwnej) można dokonywać wyborów, chociaż takie imprezy jak coroczne, czerwcowe Ogrody Królowej Bony pozwalają spróbować tradycyjnie warzonych koźlaków, czy piw jałowcowych przygotowywanych według archaicznych receptur starszych niejednokrotnie niż cała nasza państwowość.

Kalwaria

Podwarszawska Jerozolima
Góra przez ponad stulecie słynęła nieustającymi nieomal procesjami, które organizowały tutejsze klasztory, kościoły i prawie trzy dziesiątki kaplic. Potem przyszły zabory, co radykalnie zmieniło nie tylko charakter, ale nawet nazwę grodu na dzisiejszą -Górę Kalwarię. Kpiarz i satyryk – biskup Ignacy Krasicki odwiedzając to miejsce napisał nie bez ironii:

Postrzegłem coś na kształt miasta,
Domki szczupłe, tych niewiele,
A zaś kościół przy kościele.
Zamiast miejsca, gdzie gospoda
Dom Piłata, Dom Heroda…

Dzisiaj „karczem” raczej nie brakuje, a z dawnej „kalwaryjskiej” tradycji poza planem przestrzennym miasta podporządkowanemu krzyżowi, zachowała się unikatowa barokowo-klasycystyczna struktura zabudowy oraz szereg zabytkowych budowli z najważniejszym obecnie kościołem pw. Podwyższenia Krzyża Świętego – dawnej kaplicy Pijarskiej fundacji samego biskupa Wierzbowskiego wzniesionej na przecięciu się dwu najważniejszych ulic grodu.

GORA-XXXX

Drugą stronę placu, przy którym wznosi się również barokowy pałac biskupi zamyka niegdyś bernardyński kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, w którego podziemiach pochowany został marszałek Franciszek Bieliński wraz z żoną Dorotą, zaś w ołtarzu przechowywane są relikwie św. Waleriana- patrona ziemi czerskiej.
Chociaż nazwa Nowa Jerozolima mogła by nam cokolwiek sugerować osiedlanie się Żydów w tym miejscu było kategorycznie zakazanym. Przewrotność historii sprawiła, że wraz ze zmianą nazwy miasto stało się ostoją chasydów, do którego przez cały wiek dziewiętnasty ciągnęły nieustające procesję bogobojnych wyznawców religii mojżeszowej i to na taką skalę, że jednym z inicjatorów otwarcia kolejki wąskotorowej z Warszawy był miejscowy cadyk wywodzący się ze słynnej rodziny Icchaaka Meir Altera, której ciągłość władzy po dziś dzień uznawana jest zarówno w Europie, Ameryce, jak i Izraelu.
Właśnie pozostałością po mieszkających tu jeszcze nie tak dawno Żydach w podwórzu ulicy Pijarskiej 10 jest zachowany ceglany dom modlitwy z początków XX wieku służący obecnie jako dom studiów religijnych rodziny Alterów.

Ale czemuż się w końcu dziwić, skoro to przecież Nowa Jerozolima.

Tekst: Krzysztof Łukaszewicz

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze czerwiec 2006.