W położonym we wschodniej części Półwyspu Indochińskiego Wietnamie, pięć tysięcy lat historii, poetycka kultura, socjalistyczny ustrój i wolny rynek tworzą niezwykłą mozaikę.
Z charakterystyczną dla ludzi z Dalekiego Wschodu kurtuazją, Nguyen Hoang, ambasador Socjalistycznej Republiki Wietnamu w Polsce i na Litwie, wskazuje podobieństwa między naszymi krajami. W rozległości terytorium, w dziejach wypełnionych wojnami o niepodległość, w wysiłku obu narodów, który pomaga przezwyciężać kryzysy i rozwijać gospodarkę. Z fundamentalną dla jego kultury delikatnością, ambasador nie wspomina wszakże, że historia Wietnamu jest dłuższa od naszej o niemal 3 tysiąclecia. Że w kraju znad Mekongu i Rzeki Czerwonej mieszka przynajmniej dwukrotnie więcej ludzi niż nad Wisłą i Odrą. Ani o tym, że dzieli nas odległość 10 tysięcy kilometrów. W epoce globalnych powiązań nie ma to zresztą znaczenia. Istotniejsze jest to, że od otwarcia granic u progu lat 90. XX wieku, Wietnam chętnie gości biznesmenów i turystów z całego świata. Bo chociaż pozostaje socjalistycznym, uwolnił gospodarkę spod partyjnej kurateli.
Po pierwsze ryż
Dlaczego? Ponieważ jest on wietnamską specjalnością. Produkują go tam najwięcej na świecie. Przy czym skromnie przyznają, że ustępuje jakością tajlandzkiemu, i zadowalając się pozycją wicelidera w międzynarodowym handlu, pracują nad poprawą. Na naszym rynku pojawia się coraz więcej produktów spożywczych z Wietnamu. Oprócz ryżu, owoców morza – ryb, krewetek, wyrobów garmażeryjnych. Poza tym importujemy tekstylia i wyroby ze skóry. Od nas natomiast, Wietnamczycy sprowadzają przede wszystkim urządzenia i narzędzia potrzebne w górnictwie oraz w stoczniach. Dobrą opinią cieszą się u nich nasze leki i w ogóle artykuły medyczne. Ba, Polfa ma w Wietnamie jedną ze swoich filialnych fabryk. Z produktów spożywczych Wietnamczycy importują z Polski mleko i jego przetwory. Mimo to polska obecność na tamtejszym rynku ma znaczenie drugorzędne. Koniunkturę na dalekowschodnim rynku zaliczanym coraz częściej do grona azjatyckich tygrysów, wyczuli jako pierwsi Amerykanie i są obecnie drugim po Chinach partnerem gospodarczym Wietnamu. Z krajów europejskich z inwestycjami wyprzedziły nas Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Na postawę Francuzów i Amerykanów wpływa zasadniczo historia. Francuzi skolonizowali Wietnam w 1843 roku i dzierżyli w nim władzę do 1940. Amerykanie zaś, noszą w sobie po dziś dzień poczucie winy za zbrojną interwencją, która przekształciła się w wyniszczającą, trwającą 18 lat wojnę zakończoną dopiero w 1975 roku.
Egzotyczna mniejszość
Na obrazie Wietnamu i Wietnamczyków w Polsce kładzie się cieniem amerykańskie kino. Głównie rozrachunkowe, a jednocześnie widowiskowe epopeje z takimi przebojami jak „Czas Apokalipsy” czy „Pluton”. I nie zmienia tego fakt, że w Polsce, głównie w stołecznej aglomeracji żyje i pracuje wietnamska społeczność licząca blisko 50 tys. osób. To oznacza, że Wietnamczycy są jedną z najliczniejszych mniejszości narodowych w naszym kraju. Nie tworzą już hermetycznej grupy, ale otwierają się, organizując wydarzenia kulturalne związane z ich rodzinnym krajem, obyczajami i tradycją – festiwale filmowe, wystawy, spotkania. Mimo to, nadal kojarzymy ich przede wszystkim z drobnym handlem. Straganami z niedrogimi tekstyliami i sklepikami w przejściach podziemnych. Oraz z małą gastronomią. I chociaż niejednokrotnie z dziećmi egzotycznych emigrantów przyjaźnią się nasze dzieci, bo chodzą razem do szkoły, o ich kulturze wiemy zgoła niewiele. Bez szerszego oddźwięku pozostaje twórczość poety i tłumacza o polsko-wietnamskich korzeniach Lam Quang My. Pisze wiersze w obu językach, przekłada literaturę polską na język wietnamski i odwrotnie. Nie tak dawno, we współpracy z Pawłem Kubiakiem, przygotował tłumaczenie Antologii Poezji Wietnamskiej od XI do XIX wieku, wydane w 2010 roku nakładem Wydawnictwa IBIS.
Ha Long…
Bez wątpienia na zmianę tego stanu rzeczy wpłynie turystyka. Wizyty w kraju, którego wydłużony kształt budzi skojarzenia z niesionymi na bambusowym drągu koszami z ryżem. Owe koszyki to rozległe delty rzek. Czerwonej na północy i Mekongu na południu. Pomiędzy nimi, niczym pręt, rozciąga się łańcuch Gór Annamskich dzielonych częściowo z Laosem. Ciągną się łukiem długości blisko 1100 kilometrów kulminując w granicach Wietnamu szczytem Fan Si Pan (2598 m n.p.m.). W ich ukształtowaniu charakterystyczne jest także to, że opadają na wschód bardzo stromymi stokami. Ku bogato urzeźbionemu wybrzeżu Morza Południowochińskiego. Linia brzegowa kreśli zawiły ornament, pełna malowniczych zatok, lagun i słonecznych plaż. Liczy 3451 km długości, stanowiąc w kontekście rozwoju turystyki prawdziwą żyłę złota. Opadając łagodniej na zachodnią stronę, górskie stoki przechodzą w Płaskowyż Zachodni, przecięty potężną doliną Mekongu.
Na pytanie o atrakcje swojego kraju, ambasador odpowiada z nieukrywaną satysfakcją – Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Napomyka o blisko trzech tysiącach miejsc godnych odwiedzenia. Cudach natury takich jak delta Mekongu, najeżona skalnymi wykorzystywana przez filmowców z całego świata zatoka Ha Long, starożytne miasta Hue, Da Nang, Hoi An oraz znany nam z filmów Sajgon, nazwany dla uczczenia lidera komunistycznych przemian Hồ Chí Minh. Ambasador zwraca uwagę na bajeczne piękno plaż Marmurowych Gór oraz na egzotykę ukrytych w dżungli wsi i miasteczek z zabytkami wysokiej klasy. Egzotyki nie trzeba zresztą szukać w ostępach deszczowych lasów. Znajdziemy ją bowiem na ulicach Starego Miasta (Hoàn Kiếm) w Hanoi. W samym sercu stołecznej metropolii, w warsztatach rzemieślników pieczołowicie kultywujących tradycyjną sztukę formowania brązu, wyrabiających finezyjnie dekorowane barwne przedmioty ozdobne i naczynia z laki, praktykujących grawerunek, czy haft.
…i sajgonki
Symbolem smaków Wietnamu, są dla nas Europejczyków sajgonki, oryginalnie zwane nem. W mniejszym stopniu nadzwyczaj popularna na miejscu zupa pho, przyrządzana z wołowiny albo kury, z ryżowym makaronem i dymką. W istocie jednak kuchnia Wietnamu jest bardzo zróżnicowana, bo każdy region ma swoją specjalność. Ponadto receptury przesiąknięte są wpływami obcymi. W największym stopniu chińskimi i francuskimi. Wpływy Kraju Środka są najsilniejsze na północy, więc króluje tam sos sojowy. Na południu wypiera go zdecydowanie sos o intensywnym zapachu sfermentowanych ryb. Oba dodaje się do potraw w tych wszystkich sytuacjach, w których my użylibyśmy soli. Ze względu na złożony świat wierzeń, w którym buddyzm przenika inne kulty, popularna jest dieta, z której białko roślinne ruguje zwierzęce. Stąd popularność tofu i sojowych makaronów. A na koniec jeszcze jedno podobieństwo. Na każdym targowisku sprzedają pospolite warzywo o zielonych liściach przypominających nam najbardziej szpinak. Smaży się je z aromatycznymi dodatkami czosnku, chilli, trawy cytrynowej, kolendry, bazylii i imbiru. I podaje, w zależności od regionu, z dodatkiem sosu sojowego lub rybnego.
Szczęśliwej podróży i smacznego!
INFO
www.abcwietnam.pl
www.miedzykulturowa.org.pl
Tekst na podstawie wywiadu Moniki Galickiej z ambasadorem Wietnamu, panem Nguyenem Hoangiem, opracowany przez Pawła Wrońskiego, publikowany na łamach magazynu „Świat Podróże Kultura” w numerze zima 2012/2013 na str. 76-80.