Aluk Todolo to kwintesencja obyczajowości Toradżów, górali zamieszkujących wioski centralnej części należącej do Indonezji wyspy Celebes (inaczej Sulawesi).

Zgodnie z zakorzenionym głęboko przekonaniem, jeśli żywi nie pomogą zmarłemu w odejściu, nie zaznają spokoju, bo będzie ich nękał jego duch. Tak było przed wiekami i tak jest współcześnie, chociaż za sprawą portugalskich misjonarzy Toradżowie są w większości chrześcijanami – uczestniczą gorliwie w mszach i śpiewają w kościelnych chórach. Ich procesje przypominają wprawdzie karnawałowe korowody, ale gdybyśmy nazwali ich przebierańcami, obrazilibyśmy ich do żywego.  Barwne stroje i malowidła na ciele tworzą najbardziej ich zdaniem odświętny strój. Najważniejsze święta religijne obchodzą uroczyście przez wiele dni.

Fotolia_37818249_M

Ziemia Toradżów
W języku tubylców Tana Toraja, czyli Ziemia Niebiańskich Królów, zajmuje centralne górzyste rejony Celebes, wyspy nazywanej w Indonezji Sulawesi. Pierwszą nazwę nadali nieproszeni goście, jakimi byli Portugalczycy, narzucający swoje obyczaje, prawa i wiarę. Druga wywodzi się od tubylczych słów sula – wyspa i besi – żelazo, wydobywane niegdyś w południowej części wyspy, wokół jeziora Matano. Eksploatacja naturalnych bogactw wciąż trwa. Działają tam należące do największych na świecie odkrywkowe kopalnie niklu. Ale to dzieje się poza Tana Toraja i wielu Toradżów zapewne nawet o tym nie wie. Bo ich świat wciąż jest hermetyczny. Wierzą, że ich przodkowie zstąpili na Sulawesi prosto z niebios. I z szacunku dla nich dostosowują rytm swojego życia do kalendarza pogrzebowych ceremonii.

Naczelnik każdej wioski prowadzi rejestr pogrzebów, bacząc pilnie, by nie nakładały się na siebie. Zmarły natomiast często długo oczekuje na pochówek, bo ceremoniał – Rambu Soloq – wiąże się z ogromnymi wydatkami i czasochłonnymi przygotowaniami, w których oprócz rodziny uczestniczy wielu członków wiejskiej społeczności. Gdy potrzebne na ceremonię środki są już zebrane, mężczyźni budują tymczasowe domy poza wsią. W czasie pogrzebu zamieszka tam rodzina i goście. Budowa zajmuje miesiąc, a w przypadku najbogatszych członków społeczności kilka miesięcy, gdyż powstająca osada będzie nie mniejsza od macierzystej wsi. Rodzina zmarłego nie płaci robotnikom, ale musi im zapewnić dach nad głową i wyżywienie.

Fotolia_80901236_M

Uczcić zmarłego ubojem bawołów
Największe koszty wiążą się z ceremonią, której kulminacyjnym punktem jest rzeź bawołów. Liczba zabitych zwierząt odzwierciedla status majątkowy rodziny. Obowiązuje zasada „zastaw się, a postaw się”, choć są pewne ograniczenia. Naczelnik wioski dba o to, by wiedzeni dumą bliscy nie przekraczali granic wyznaczonych miejscem zmarłego w społecznej piramidzie. Nie zmienia to faktu, że nawet najskromniejsze uroczystości – takie, podczas których ofiarowuje się 1 do 3 bawołów, kosztują fortunę. W efekcie, przystępując do pochówku, rodzina gromadzi środki przez wiele miesięcy, a nierzadko nawet lat, oszczędzając na wszystkim. Choćby na edukacji potomstwa, gdyż wartość zwierzęcia równa jest na przykład kosztom czesnego w szkole i internatu w odległym mieście. Zmarły do czasu pogrzebu traktowany jest jak żywy członek rodziny. Określa się go zresztą jako osobę śpiącą lub chorą i – na przykład – systematycznie, choć symbolicznie karmi.

Goście też nie przybywają na uroczystości z pustymi rękoma. Ofiarowują najczęściej świnie, z których przyrządza się poczęstunek dla uczestników ceremonii oraz dla rzeźników dokonujących rytualnego uboju bawołów. Zwyczajowo gościom usługują przepięknie ubrane dziewczynki. Scenariusz pogrzebów jest zawsze taki sam. Najpierw gości się wita i rozmieszcza w domach, skrupulatne odnotowując przekazane dary, w kolejnym dniu lub dniach dokonuje się uroczystego uboju zwierząt, potem się ucztuje, spożywając mięso ubitych bawołów, a na koniec grzebie zmarłego. Najczęściej w wykutej w skałach grocie. W jednym z regionów zwanym Ke’te’ kesu’ zawiesza się ciała ukryte w drewnianych trumnach na ścianach urwisk, a dzieci, które nie zaczęły jeszcze ząbkować, owija się palmowymi liśćmi i umieszcza w dziuplach drzew, by ich duch zespolił się z duchem drzewa, a tym samym natury.

W zależności od liczby bawołów ceremonia trwa od 2-3 nawet do 10 dni. Pogrzebową osadę pali się potem, gdyż uchybiono by pamięci członka rodziny, używając jej podczas pochówku kogoś innego. Na skałach kryjących groty z ciałami wykuwa się wnęki tau tau. Umieszczone w nich laleczki wyglądają, jakby na balkonie zgromadzili się ludzie żegnający zmarłego. Laleczki są pożądaną pamiątką. Odbywa się więc nielegalny handel nimi, zdarza się, że przybysze tak pożądają pamiątki, iż są gotowi posunąć się do kradzieży. A Toradżowie powracają regularnie do pochowanych. W sierpniu, podczas obrzędu oczyszczania ciał – Ma’Nene – dokonują ekshumacji zwłok, myją je i przebierają.

www.adventureindonesia.com

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze październik-listopad 2015 na str. 16-19.