Fotolia_59568530_L

Prawidłowo postawione pytanie brzmi nie tyle „czy jechać do Chorwacji”, lecz który region wybrać? Powodów, by odwiedzić Chorwację, jest cała masa. Każdy Cromaniak jednym tchem wymieni ich co najmniej trzydzieści. Do najchętniej odwiedzanych miejsc należy centralna Dalmacja. Znajdziemy tu idealne połączenie piękna i przygody, historii i współczesności, krajobrazów i architektury. 

Tajemnice starego Trogiru
Wpisane na listę UNESCO stare miasto Trogiru zachwyca od pierwszego wejrzenia. Labirynt średniowiecznych kamiennych uliczek doprowadzi nas wcześniej czy później na główny plac starego miasta, którego ozdobą jest katedra św. Wawrzyńca. Każdy, kto tu dotrze, przez dłuższą chwilę wpatruje się w portal z 1240 roku, na którym średniowieczny twórca odtworzył w kamieniu otaczający go świat. Nad weneckimi lwami zawstydzeni Adam i Ewa skrywają nagość figowymi listkami, obok mężczyzna warzy strawę na ogniu, wyciągając  w górę puchar, do którego szerokim strumieniem spływa wino z dzbana, nieopodal widać fantastyczne bestiarium: syrena, koń z tułowiem ryby i gryf były dla ówczesnych ludzi równie egzotyczne co słoń czy wielbłąd. Warto wejść na dzwonnicę, by zobaczyć bajkowy widok starówki: czerwone dachy domów, plątaninę jasnych ulic i turkusową wodę. Widok iście bajkowy, choć kształt wyspy, na której mieści się stare miasto, wygląda niczym… żmija! Tutejsza starówka jest maleńka: by ją przejść, wystarczy zaledwie 750 kroków, jak policzył  pewien gorliwy historyk sprzed stuleci. Nadmorska promenada Riva prowadzi do białych murów Twierdzy Kamerlengo, jest też ulubionym miejscem spacerów, gdzie wieczorami mieszają się szykowne kreacje z luzackimi podkoszulkami. To idealne miejsce na zakończenie dnia lub… na jego przywitanie po całonocnej zabawie!

Fotolia_106899970_M

Split – miasto cesarza Dioklecjana
Był rok 244 naszej ery, gdy w rodzinie dawnego niewolnika urodził się synek Dioklecjan. Jego życie potoczyło się jak bajka: wstąpił do armii, szybko awansował, aż wreszcie został cesarzem rzymskim. Dioklecjan rządził przez ponad 20 lat. Jako żołnierz z zamiłowania zwiększył liczebność armii i zreformował administrację: prowincje połączył w diecezje, każdą z nich zarządzał wikary. Chrześcijaństwo przejęło te nazwy, choć Dioklecjan wierzył w rzymskich bogów, rzucając wyznawców innej wiary na pożarcie lwom. Wreszcie uznał, że pora odpocząć, i przeszedł na emeryturę (a w owych czasach mało który cesarz do emerytury dożywał!).

Fotolia_70178743_M

Zbudował w Splicie wielki pałac wzorowany na wojskowym obozie i dla pewności, że nie trafi tu nikt niepowołany, otoczył go potężnym murem. Do środka prowadziły tylko cztery bramy: Żelazna, Złota, Srebrna i Brązowa. Z baszt strażniczych żołnierze strzegli spokoju, a tymczasem cesarz uprawiał oliwki i grządki z cebulą, zaś wieczorami patrzył na morze. W końcu umarł, a jego pałac opustoszał. I może by o nim zapomniano, gdyby nie to, że pobliskie miasto Salona w VII wieku zostało zaatakowane przez wrogów. Mieszkańcy w popłochu schronili się za murami pałacu, a że ich miasto zniszczono – postanowili tu zamieszkać. Z czasem korytarze zmieniły się w ulice, w mury obronne wrosły domy, zaś mauzoleum cesarza stało się katedrą św. Dujama. Jest w tym ironia losu, że patronem miasta w pałacu i właścicielem mauzoleum stał się chrześcijański biskup, stracony za czasów Dioklecjana w pobliskim Trogirze. Dziś w najmniejszej chyba katedrze świata mieści się tylko kilkanaście osób naraz. Okrągłe wnętrze wygląda niczym skrzyżowanie kościoła z pałacykiem: barokowy ołtarz i wielowiekowe zdobienia. Z wieży katedry zobaczymy jedyne na świecie miasto w pałacu. To miasto–zagadka i miasto–labirynt, gdzie na każdym kroku widać ślady historii. Za Złotą Bramą czeka wielki posąg Grzegorza z Ninu – dotknięcie palca jego stopy ma zapewnić szczęście i zdrowie. Warto też zajrzeć na tradycyjny targ rybny, odwiedzić Narodni trg z renesansowym pałacem Karapici i obowiązkowo przespacerować się nadmorską promenadą. Tu najlepiej widać wielowiekową historię i zupełnie współczesny gwarny port nieopodal.

HR_Split_1513_TP

Rzymskimi śladami
By poczuć się jak w dawnym Rzymie, warto do Splitu trafić pod koniec sierpnia, gdy odbywają się tu Dni Dioklecjana. Po ulicach wędrują legioniści, a sam cesarz wjeżdża do miasta na rydwanie. Wydarzeniu towarzyszy masa imprez i atrakcji, pokazów rzemieślników i wędrownych artystów, nic zatem dziwnego, że niektórzy specjalnie tak planują urlop, by wziąć udział w tym swoistym wehikule czasu. Za to gdy odwiedzimy Solin (antyczna Salona), przyda się nam wyobraźnia. Ruiny doskonale odtwarzają układ dawnego miasta, znacząc jego plan białymi murkami na zielonej trawie. Rzymianie wznieśli tu amfiteatr, świątynie, łaźnie i forum. Niegdyś najbogatsze i najludniejsze miasto w tej części wybrzeża dziś jest tylko cieniem swej własnej potęgi. Zupełnie inne myśli najdą nas, gdy trafimy na wyspę Hvar. Pola równiny Stari Grad są ogrodzone kamiennymi murkami i wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako przykład doskonale zachowanego krajobrazu, to właśnie tu uprawia się winorośle, i to już od 2000 lat! Nic dziwnego, że tutejsze wina są tak pyszne! Przez wieki osiągnięto mistrzostwo w ich produkowaniu.

HR_VIS_miasto_TP05708Równie urokliwa jest wyspa Vis. Antyczna Issa przez wiele lat była bazą marynarki wojennej. Dopiero w 1989 roku została otwarta dla obcokrajowców, dzięki czemu pozostała wciąż dzika i uważana jest za najczystsze miejsce na Adriatyku. To doskonałe miejsce do nurkowania, także z racji znajdujących się w okolicy licznych wraków statków. W miejscowości Vis w sezonie działa polska baza nurkowa Nautica. Pobyt tu byłby niepełny bez skosztowania miejscowego białego wina Vugava. Wyspa jest uważana za kolebkę rybołówstwa, a tutejsi rybacy słyną na całym Adriatyku ze swych umiejętności.

Rowerem przed siebie
Centralna Dalmacja to też idealne miejsce dla miłośników aktywnego wypoczynku. Powstają tu bowiem kolejne trasy dla wielbicieli rowerów. Kto chce się naprawdę zmęczyć, ma do dyspozycji ok 1500 km nowych ścieżek rowerowych na lądzie i wyspach. A że z roweru świat wygląda inaczej – przekona się każdy, kto tego spróbuje. I nie chodzi nawet o to, że z dwóch kółek widzi się więcej. Przystaniesz po wodę: miejscowi obdarują cię jeszcze morelami, zatrzymasz się, by spytać o drogę: dostaniesz winogrona, byś miał siły dotrzeć do celu.

26_HR_Sinj_ALKA2_TP08057

Sinjska Alka – niezwykły turniej
Ten turniej to fenomen. Jego historia sięga 1715 r. kiedy to mieszkańcy miasta Sinj obronili się przed turecką nawałnicą. Na pamiątkę tego wydarzenia zaczęto organizować turnieje, by przekazać dzieciom, a potem wnukom i prawnukom, historię wspaniałego zwycięstwa. I tak już od 300 lat mieszkańcy Sinj (oraz tysiące gości z najdalszych stron świata!) zbierają się w pierwszą niedzielę sierpnia, by zobaczyć konny turniej Sinjska Alka. Jego uczestnicy w pełnym galopie muszą trafić lancą w zawieszone wysoko koło, wzorowane na tureckim strzemieniu. W zależności od miejsca trafienia przydzielane są punkty: najcenniejsze jest trafienie w sam środek. Wtedy na cześć alkara oddawany jest wystrzał armatni, a orkiestra gra tusz! Co ciekawe, w turnieju mogą brać udział tylko mieszkańcy miasta, potomkowie dzielnych obrońców! A jeśli trafimy tu w innym czasie, koniecznie trzeba odwiedzić Muzeum Sinjskiej Alki!

Kulinarny raj
Tutejsza kuchnia słynie z doskonałych świeżych warzyw i owoców morza. Co środa w miejscowości Stari Grad na Hvarze Nautica organizuje „Fish Picnic”, czyli biesiadę pełną muzyki, śpiewu, grillowanych ryb i wina. Można przy okazji zanurkować, ale przede wszystkim to doskonała okazja, by posłuchać dalmatyńskich pieśni. Klapy, czyli chóralny śpiew, to specjalność regionu wpisana nawet na Listę Niematerialnego Dziedzictwa UNESCO! Warto też spróbować miejscowych przysmaków: ciasto burek to idealna przekąska lub danie do zabrania na wycieczkę. Może być robione z mięsem, serem lub jabłkiem i wtedy jest to burek na słodko. Pršut to specjalnie suszona na wietrze szynka. Jej przygotowanie wymaga wiele czasu, więc jada się ją tylko z okazji specjalnych uroczystości, a cena jest odpowiednia do jej wartości. Natomiast fritule to malutkie pączki. Kupuje się kubełek frituli, sprzedawca polewa je słodkim sosem i zjada się je, nadziewając na patyczek.

Tekst: ANNA I KRZYSZTOF KOBUSOWIE