Denis Urubko – wspinacz i himalaista pochodzenia rosyjskiego, od 12 lutego 2015 legitymujący się również polskim obywatelstwem. Jako piętnasty człowiek na świecie zdobył Koronę Himalajów, a jako ósmy dokonał tego bez użycia butli tlenowych.

14-x-8000-compleet

O górach, wspinaniu i nadal niezdobytym zimą szczycie K2 z Denisem Urubko rozmawiała Monika Galicka

Zbliża się moment wielkiej próby – zimowa wyprawa na K2, szczyt, który zimą nikomu jeszcze nie uległ. Czy go pokonacie?

– Zimowe wejście na K2 jest dla mnie wyzwaniem od 2002 roku. Sporo zależy od właściwego przygotowania, przede wszystkim kondycyjnego, dopasowanego do wysiłku na dużych wysokościach. W lecie 2002 roku wchodząc na szczyt K2, zdobyliśmy już pewną wiedzę. Wejście poprzedzała jesienna wyprawa na Sziszapangmę, swoiste preludium przygotowawcze przed atakiem na drugą co do wysokości górę świata. Rok 2016 jest dla mnie głównie rokiem wspinaczki skalnej. Nadal nie mam jednoznacznych informacji na temat polskiej wyprawy na K2 zimą 2016/2017: czy w ogóle się odbędzie i czy będę wchodził w skład zespołu. Nie lubię trwać w zawieszeniu, bo czas mija nieubłaganie, a jeśli przestawiłbym swoje treningi pod kątem K2, a wyprawa by się jednak nie odbyła, cały sezon jesienny byłby stracony.

Dla ludzi ze środowiska wspinaczkowego trudności związane ze wspinaczką w najwyższych górach świata, a zwłaszcza na K2 zimą są dobrze znane. Jak by Pan przedstawił je laikom? W krótkich, żołnierskich słowach.

– To trochę jak z wprawą w nieznane, o której myślisz, że wszystko na jej temat wiesz. Można to porównać z wycieczką do domowej lodówki: czy dasz radę przetrwać w niej dwa miesiące, gdy kończą się zapasy żywności, tlenu i masz bardzo ograniczoną mobilność. Myślisz wtedy o wszystkim i o niczym, ale i tak to, co może się stać, przekroczy twoje najgorsze wyobrażenia.

Czego Pan się obawia najbardziej? A w czym upatruje szansy na sukces? Poza optymizmem i wiarą we własne i partnerów siły, oczywiście.

– Nie boję się niczego. Najważniejsza jest taktyka: należy obiektywnie ocenić poziom zagrożenia podczas podejścia, aklimatyzacji i ataku szczytowego. Niezwykle istotne są pozytywne relacje w grupie pomiędzy wspinaczami: uczciwość bez zazdrości i niezdrowej konkurencji.

Jakie dobiegają Pana echa ze świata? Czy w środowisku wspinaczkowym są już obstawiane zakłady co do wyniku Waszej wyprawy?

– Nie ma zbyt dużo spekulacji na ten temat. Wydaje mi się, że do środowiska wspinaczkowego nie dociera wiele informacji na temat stopnia zaawansowania przygotowań organizatorów ani też samych zawodników. Można jedynie snuć domysły. Musimy poczekać do końca sezonu jesiennego w Himalajach: myślę, że wtedy pojawi się oficjalna informacja.

Czego życzyć himalaiście przed wyprawą? Żeby nie zapeszyć, bo po cichu mocno trzymamy kciuki za powodzenie, tego może być Pan pewny!

– Dziękuję za wsparcie i wiarę w nas. Nadal oczekujemy na potwierdzenie samej wyprawy i składu ekipy. A później już wszystko zależy od pogody.