Na horyzoncie królują góry, a tajemnicze ksary i kazby, życiodajne oazy oraz magiczne mediny tworzą urokliwą, mistyczną atmosferę, przesiąkniętą feerią barw, aromatów i dźwięków. W tej krainie rozkochali się twórcy filmowi, gwiazdy Hollywood i turyści.       

Od niepamiętnych czasów krzyżowały się tu szlaki handlowe, wędrowały karawany ze zbożem, daktylami, złotem, solą, jedwabiem, skórami, biżuterią.  Tędy podążali też pielgrzymi do grobowców marabutów i do klasztorów sufickich.  Na górsko-pustynnych trasach  budowano warowne zamki, gliniano-kamienne osady, a na umęczonych podróżników czekały karawanseraje. Dziś to już zupełnie inny świat; na bezdrożach powstały asfaltowe drogi, wielbłądy zastąpione są ciężarówkami,  nomadzi przesiedli się na skutery, a w miejscach postoju dla karawan stoją klimatyczne hotele – riady. Mimo wkraczającej wszędzie technologii, rozwoju turystyki  i globalizacji – pustynne Maroko jest nadal tajemnicze, wręcz mistyczne, a jego krajobrazy przeszyte wiatrem i spalone słońcem pobudzają zmysły, oszałamiają światłem i naturalnym pięknem.

Złoto południa
Ci, którzy przybywają na plaże Agadiru, mają w zasięgu krótkiej wycieczki dorodną równinę Sus, oddzieloną od Sahary pasmem Antyatlasu. Ten życiodajny region obejmuje ok. 800 tys. hektarów, stanowiących rezerwat biosfery. Uprawia się tu owoce cytrusowe, banany, oliwki, warzywa. Stąd pochodzi aż połowa rolniczego eksportu Maroka, np. słynne w Europie pomidory i jeszcze słynniejszy olej arganowy, który powstaje z owoców arganii żelaznej. Te rozłożyste drzewa z ciernistymi gałązkami, podobne nieco do oliwnych, są największym bogactwem doliny. Rosną tylko tu, a próby upraw w innych miejscach na świecie nie przyniosły efektów. Ot, naturalne prawo endemitów.  Z nasion powstaje olej, zwany płynnym złotem Maroka. Wykorzystuje się go od stuleci w lokalnej kuchni i w tradycyjnych miksturach pielęgnacyjnych, a wytłoki służą jako pasza dla zwierząt.  Urodowy sekret Marokanek stał się hitem eksportowym, ale warto go kupić na miejscu. Olejki arganowe  powstają w spółdzielniach kobiecych, często posiadających certyfikaty ekologiczne. Proces produkcji i prezentacje można obejrzeć np. w Taroudant. To stolica doliny Sus, znana nie tylko z produktów arganowych.  Ma monumentalne, kilkukilometrowe mury obronne i bastiony otaczające XVI-wieczną medynę. Urokliwe są tutejsze bramy, przez które co rusz przejeżdżają kolorowe dorożki. Jedna z głównych dróg prowadzi na wschód, przez region Talioune – porośnięty szafranem. Zbiory przyprawy cennej jak złoto trwają od września do początku listopada i kończą się świętem ludowym.

Pustynne spa
Pejzaże południa Maroka zaskakują kontrastami;  jałowa ziemia ustępuje miejsca soczyście zielonym oazom, wysuszone koryta  zamieniają się w rwące rzeki, a księżycowe krajobrazy przechodzą w żyzne doliny. Oczom wędrowców i turystów ukazują się czerwonawe skały, innym razem reg pokryty żwirem, wzgórza z piaskowca, czarne rumowiska niczym hałdy górnicze, a za kolejnym zakrętem piach i wydmy. Ot, pustynny kalejdoskop.  Jego ukoronowaniem jest  Merzouga (ok. 45 km od granicy z Algierią), gdzie zaczyna się Erg Chebbi – wyjątkowo malowniczy fragment marokańskiej Sahary. Tutejsze wydmy ciągną się na przestrzeni ponad 20 km i osiągają wysokość 150 m. Wystarczy usiąść na ich skraju, by zapatrzeć się i zadumać. Można wyruszyć stąd na przejażdżkę wielbłądem, samochodem  terenowym, quadem, skuterem, a nawet wypożyczyć deskę i zjechać z wydmy. Ściągają tu zarówno globtroterzy, jak i zorganizowane wycieczki autokarowe, by podziwiać magię pustyni, wschód albo zachód słońca. Tutejsze piaskowe wzgórza mają egzystencjonalny wymiar. Tak twierdził Bernardo Bertolucci, który filmował tu sceny do filmu Pod osłoną nieba na podstawie powieści Paula Bowlesa – amerykańskiego pisarza mieszkającego w Maroku ponad 50 lat.

Na romantyków czeka wyjątkowa atrakcja: noclegi w namiotach i kolacja przy ognisku. Trzeba tylko pamiętać, że w nocy bywa tu bardzo zimno, w dzień – upalnie, ale przed żarem można schować się np. w namiocie na farmie wielbłądziej albo… pozwolić się zakopać w piachu po samą szyję na kwadrans. Potem relaks z herbatą miętową i znów kąpiel piaskowa. Miejscowi przekonują, że to idealna recepta na reumatyzm, rwę kulszową i bóle kręgosłupa.

Widoki jak miraże
Jedna z najwspanialszych dolin marokańskich ciągnie się wzdłuż rzeki  Draa, mającej swe źródła w Atlasie Wysokim i uchodzącej do Oceanu Atlantyckiego.  Najbardziej spektakularna, zielona  wstęga  drzew owija okolice Agdz, gdzie na tle poszarpanych gór wygląda wręcz hipnotyzująco. O historii doliny i o tradycjach ludów ją zamieszkujących można dowiedzieć się w ksarze Tissergate. Tu, w jednym z autentycznych domostw, znajduje się Muzeum Doliny Draa, a w nim wiele przedmiotów codziennego użytku, stroje, biżuteria, medykamenty.  W okolicy rosną najlepsze w Maroku daktyle, najokazalsze cedry i oleandry, najsmaczniejsze  migdały, figi, granaty, pomarańcze, a  w pobliskiej Wadi Dadis – najpiękniejsze róże.

Malownicze oazy rozpościerają się w okolicach Tineghir; absolutnie  zjawiskowe, z pogranicza jawy i snu. Fatamorgana? Nie, geologia. W erze mezozoiku było tu morze, gdy się cofało – powstały fałdy, szczeliny i uskoki, które później wypełniła gęsta zieleń palm, a wiatr, słońce i rzeki dopełniły dzieła. Do Maroka warto przyjechać właśnie dla takich krajobrazów, których bohaterami są brązowe góry, zielone doliny, niebieskie niebo, rudawe skały i niemal przyczepione do nich gliniane domy z małymi okienkami.

Niezapomniane wrażenie robi wąwóz Todra, marokański odpowiednik  Wielkiego Kanionu. To prawdziwa uczta dla oczu, wytchnienie w cieniu i przy szumie wody, raj wspinaczkowy. Wyjątkowe pejzaże rozpościerają się między Marrakeszem i Warzazat, a dalej w stronę Zagory i w okolicach Erfoud. Adrenalinę zapewni wspinaczka na Tubkal (4167 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Afryki Północnej, a także jazda serpentynami  z przystankiem na przełęczy Tizi-n-Tichka.

Na szlaku ksarów
W krajobraz pustynnego Maroka wpisują się ksary, czyli warowne wioski i osady, tradycyjnie budowane z tego co pod ręką: gliny, mułu, piasku, żwiru, kamieni, wapienia, słomy, liści palmowych. Taka – można by rzec – ekologiczna mieszanka budulcowa ma wiele zalet,  ale jedną wadę:  nie jest trwała, niszczeje pod wpływem opadów deszczu. Jednym z najlepiej zachowanych i najpiękniejszych marokańskich ksarów jest  Ait Ben Haddou. Wygląda jak wyjęty ze starej baśni. W dole otoczony rzeką, gajem palmowym, zdobnymi wieżami, a wewnątrz kryjący domostwa przyklejone do siebie, zamieszkałe już tylko przez kilka rodzin. Na murach wiszą kolorowe dywaniki, we wnękach lśnią czajniczki, lampy, lustra, a misternie zdobione drewniane drzwi obwieszone są kolorowymi naszyjnikami. Warto powłóczyć się po labiryncie ścieżek i wąziuteńkich uliczek, zajrzeć do sklepików, do kawiarenki, przystanąć przed meczetem, wspiąć się na szczyt i podziwiać stąd malowniczą okolicę. Niegdyś osada była jednym z ważniejszych punktów handlowych na saharyjskim szlaku karawan, a po wybudowaniu drogi – odeszła w zapomnienie, ale nie na zawsze. W 1987 r. została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Doceniają ją też filmowcy, kręcono tu m.in. jeden z odcinków Indiany Jonesa  i fragment Gry o Tron. 

Filmowo – baśniowo
Producenci filmowi z całego świata upodobali sobie południowomarokańskie pejzaże, ich naturalne światło, tradycyjną architekturę. Niemałe znaczenie ma też zaplecze logistyczne, możliwości transportowe (lotniska), dostatek statystów o niepowtarzalnej urodzie, doświadczenie lokalnych firm pracujących dla przemysłu kinowego. Na rogatkach Warzazat powstało ogromne studio filmowe Atlas, w którym stoją obok siebie makiety osiedli, wsi, placów, świątyń, targów. Mogą „zagrać” Jerozolimę, starożytny Egipt lub  Rzym,  Afganistan albo Nepal. Po drobnych korektach służą wielokrotnie, np. budowla, która była świątynią buddyjską w filmie Kundun- życie Dalaj Lamy Martina Scorsese’a, później udawała klasztor mongolski w Niepokonanych Petera Weira. Na wielkim placu stoi zdezelowany zielony autobus, którym podróżowali Susan (Cate Blanchett) i Richard (Brad Pitt) w filmie Babel, zachowały się rydwany z Gladiatora, łódź z Asterixa, samolot z Klejnotu Nilu, mur Astaporu z Gry o tron. Wytwórnię filmową można zwiedzać (przewodnicy są tu doskonali!), a nawet zamieszkać w jego wewnętrznym hotelu. Kontynuacją kinowej podróży powinna być wizyta w Cinema Museum, gdzie zachowano wiele pamiątek (kostiumy, makiety, sprzęt, plakaty).  Naprzeciwko stoi prawdziwa, a nie filmowa, przepiękna kazba Taourirt.

Czerwone miasto
Marrakesz tętni życiem, czasem tak intensywnie, że brakuje tchu, zadziwia, męczy, hipnotyzuje, ale nie pozostawia obojętnym. Miasto pełniło rolę stolicy imperiów  wielkich dynastii: Almohadów (XII i XIII w.) i Saadytów  (XVI w.). Dziś ustawiają się kolejki turystów chcących zwiedzić misterną nekropolię książąt saadyckich. Piękny dziedziniec oraz wnętrza ozdobione mozaikami, podtrzymane przez kolumny  to majstersztyk starej architektury.  O imponującej przeszłości miasta świadczą ruiny pałaców sułtańskich i rezydencje oraz  medresa Ben Youssefa – największa szkoła teologiczna w Maghrebie. Jest tu jeszcze inna pamiątka po czasach minionych: dawna dzielnica żydowska z 500-letnią synagogą.

Miasto otoczone murami i bramami w kolorze ochry, wypełnione budynkami z czerwonej gliny wygląda zjawiskowo. Dominuje nad nim  70-metrowy minaret XII-wiecznego meczetu Kutubijja. Po sąsiedzku rozciąga się wielki suk (bazar), którego ciasne uliczki i sklepiki tworzą zakupowy raj. Największą jednak atrakcją jest słynny plac Jamaa-el-Fna, który po zmierzchu staje się czymś w rodzaju skrzyżowania targowiska, pikniku, teatru ulicznego, jarmarku  i wielkiej wyżerki.  Stragany oferują niedrogie, pyszne dania: ślimaki, pieczone jądra bawole, gotowane łby baranie, sałatki z bakłażanów, kotleciki jagnięce, wszechobecne tadżiny (rodzaj gulaszu z warzywami, pieczonego w stożkowatym glinianym naczyniu), specjalność marrakeszańską:  tandżija (mięso z przyprawami pieczone w podziemnym piecu węglowym) oraz oczywiście soki ze świeżych owoców, zieloną herbatę z miętą  i migdałowo-sezamowe ciasteczka.

W tłumie mieszają się sprzedawcy wody w czerwonych kapeluszach z frędzlami i pomponami, wróżbici, opowiadacze historii, kobiety oferujące tatuaże z henny,  zaklinacze węży, animatorzy gier wszelakich (hit to łowienie plastikowych butelek na wędkę), tancerze, muzycy, a na dokładkę… tresowane małpy na łańcuchach, rzucane w ramiona zdezorientowanych turystów. Magia czy szaleństwo?  Mistycyzm czy kicz? Chyba wszystkiego po trochu.

Ogrody i celebryci
Świat poznał plac Jamaa-el-Fna dzięki Alfredowi Hitchcockowi. W 1956 r.  nagrywał tu sceny do filmu Człowiek, który wiedział za dużo. Inne fragmenty rozgrywają się w najsłynniejszym hotelu Marrakeszu:  La Mamounia.  Jest elegancki, szykowny, otaczają go przepiękne ogrody, uwielbiają sławni i bogaci.  Tu malował obrazy i pisał pamiętniki Winston Churchill, tu wypoczywali Charlie Chaplin, Maurice Ravel, Marlene Dietrich, Elton John,Charles De Gaulle, Paul McCartney, tu mieszkały bohaterki serialu Seks w wielkim mieście 2 (Marrakesz „grał” w nim Abu Dhabi).

Takich ekskluzywnych miejsc jest wiele. Mają niepowtarzalny styl, patia z fontannami, ogrody, przewiewne dziedzińce, eleganckie wyposażenie godne sułtana albo gwiazd kina. Zresztą, wiele osób z pierwszych stron gazet posiada w Marrakeszu swe rezydencje.  Modę na osiedlanie się tu zapoczątkował francuski malarz Jacques Majorelle, który przybył do Maroka w 1917 r. Dziełem jego życia okazał się piękny  ogród, który tworzył przez 40 lat. W 1980 r. kupił go słynny projektant Yves Saint Laurent. On i jego partner Pierre Bergé stworzyli na terenie ogrodu muzeum berberyjskie, odnowili willę, a przede wszystkim zajęli się roślinami. Kreator mody  nakazał, aby po śmierci rozsypano tu jego prochy. I tak się stało.

Dziś do Ogrodów Majorelle przyjeżdża mnóstwo turystów, by podziwiać kaktusy, aloesy, agawy,  bugenwille, palmowe wysepki, zagajnik bambusowy, by nacieszyć oczy (i aparaty fotograficzne) żywymi barwami ścian, chodników, donic, mostków, ławeczek, fontann i ażurowych altanek. Ta egzotyczna oaza wygląda jak zaczarowana. Dla francuskiego projektanta była źródłem  inspiracji, podobnie jak tutejsza architektura i  tradycyjne ubiory. Można się o tym przekonać w pobliskim Muzeum YSL, które powstało w 2017 r. Budynek wyglądający jak utkany z nici, kryje w sobie kolekcje mistrza, szkice, fotografie.  To kolejna atrakcja  miasta, które upaja artystów, podróżników  oraz zwykłych zjadaczy chleba i kuskusu.

Tekst i zdjęcia: Alina Woźniak