Jedziesz do Nursułtanu? – to zobaczysz drugi Dubaj – mówią mi znajomi. To bardzo powierzchowne stwierdzenie.

Miasto będące dziś stolicą Kazachstanu w ciągu niespełna trzydziestu ostatnich lat trzykrotnie zmieniało nazwę. Po uzyskaniu przez kraj niepodległości w 1992 r., w efekcie derusyfikacji nazw geograficznych z radzieckiego Celinogradu stał się kazachską Akmołą. Z kolei w 1997 r., gdy przeniesiono tu stolicę z Armaty, Akmołę przemianowano na Astanę, co znaczy właśnie stolica. Natomiast zaledwie od marca 2019 r. nosi imię byłego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, który po niemal trzydziestu latach sprawowania tej funkcji podał się do dymisji. Jeszcze jako Astana musiała stać się godna nowego kraju, który w wyniku rozpadu ZSRR zyskał tereny dające mu lokatę dziewiątego co wielkości państwa na świecie – bagatela 2,7 mln kmkw, położonych w większości w Azji Środkowej między Federacją Rosyjską, Kirgistanem, Turkmenistanem, Uzbekistanem a Chinami. Ambitna władza zawalczyła, aby w Astanie odbyły się w ostatniej dekadzie: szczyt państw i szefów rządów państw Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Zimowe Igrzyska Azjatyckie, a wreszcie EXPO 2017.

Wystawa światowa
Mimo, że nie przewalają się dziś po terenach Expo takie tłumy jak w czasie trwania wystawy światowej dwa lata temu – nadal robi potężne wrażenie. Zorganizowana na powierzchni 25 ha ekspozycja przyciąga wzrok grupą, czy wręcz osiedlem połyskujących w słońcu szklano-stalowych, budynków o futurystycznych kształtach i różnej wysokości. Spinają je kładki i mosty poprowadzone z taką finezją, że aż dziwi, iż taką lekkość konstrukcji można osiągnąć z wykorzystaniem betonu.
Szerokie chodniki z dużych, kwadratowych płyt okalają zielone rabatki tonące w powodzi kwiatów ułożonych w artystyczne wzory. Strzela w górę wielometrowa, biała iglica przywodząca na myśl starożytne, egipskie obeliski. Przezroczysty, bo ze szkła pomnik w kształcie spiralnej muszli łodzika z rzędu morskich głowonogów sąsiaduje z ażurowym pawilonem otoczonym drewnianymi, estetycznymi ławami i stołami. W sezonie letnim można się tutaj posilić. Z lotu ptaka cały kwartał ze szklaną, gigantyczną kulą pośrodku wygląda jak statek kosmiczny. W tej kuli mieści się obecnie część wystawowa rozlokowana na ośmiu piętrach – z najwyższego roztacza się 360 st. – panorama stolicy w… kropki, bo szyba z pleksi jest w drobny rzucik.
Pod kopułą współgrają ze sobą wielotysiącletnia historia terenów dzisiejszego Kazachstanu ze współczesnością, gdyż bez jednej nie byłoby drugiej. Kazachowie akcentują to na każdym kroku – nie tylko w tym miejscu. Na parterze witają trzy laleczki EXPO ubrane w tradycyjne, folklorystyczne kostiumy: Saule, Kuat i Moldir, reprezentujące kolejno energię słoneczną, zieloną (eko) i wodną, bo motywem przewodnim Expo 2017 była „energia przyszłości”. Szybko mknące, ruchome schody czy przeszklone, bezszelestnie mknące w górę windy przenoszą na coraz wyższe poziomy pokazując sen o przyszłości młodego narodu: gadające i tańczące roboty, wehikuły-poduszkowce wyjęte jakby żywcem z kadrów „Wojen gwiezdnych”, futurystyczne miasta, łaziki gwiezdne – wszystko napędzane energią ze źródeł naturalnych. Wieloetniczne, zaledwie 18-milionowe społeczeństwo (w tym 100-tysięczna Polonia – potomkowie zesłańców) ze spuścizną historyczną tych ziem datowaną od epoki kamienia, niedawni nomadowie żyjący w jurtach wiedzą, że od natury nie można się odwrócić.

Opera
Kto by się tego spodziewał – neoklasyka w najczystszej formie. Ziszczenie snów Andrei Palladia, włoskiego architekta, który stworzył własny styl inspirowany budowlami antyku. Opera w Nursułtanie przywodzi na myśl grecki Partenon, bo bardzo go przypomina. Rząd okalających prostokątny budynek kolumn, zwieńczonych trójkątem tympanonu, a na górze kwadryga – galopujący koński zaprzęg jak na Bazylice św. Marka w Wenecji. Wzniesiona została zaledwie przed sześcioma laty z białego jak śnieg w marmuru z polecenia samego byłego prezydenta, Nursułtana Nazarbejewa, który jest częściowo autorem samego projektu.

W środku Opery przepastne hole, wsparte na równie co na zewnątrz solidnych kolumnach, wykładane marmurem w kolorowe wzory nawiązujące do tradycyjnej, kazachskiej ornamentyki. Boki schodów prowadzących na piętro zdobią kazachskie pejzaże namalowane wybitną ręką. Akustyka sali koncertowej, całej w czerwonym pluszu z białymi, zdobionymi pozłacanym deseniem, gondolami lóż należy do najlepszych na świecie. To wnętrze nasuwa na myśl Operę w Wiedniu czy mediolańską La Scalę, tylko w większej skali. Aż chciałoby się obejrzeć spektakl! Zwłaszcza, że podczas prób na zapleczu, gdzie rozśpiewują się artyści słychać idealne bel canto, a orkiestra gra czysto, rytmicznie i z werwą pod batutą „wypożyczonego” dyrygenta z europejskiej czołówki. Przy nich blednie wiele uznanych zespołów Starego Świata.

Uniwersytet
20 lat ma Kazachski Narodowy Uniwersytet Sztuk w Nursułtanie – jeden z czterech budynków to… klawiatura fortepianu w nadnaturalnym wymiarze, a mniejsza z dwóch sal koncertowych nosi imię Fryderyka Chopina. To gigantyczny kompleks edukacyjny, gdzie nauka odbywa się niemal od oseska do uzyskania… doktoratu. Szkoła prowadzi siedem programów artystycznej szkoły podstawowej i średniej, dziewięc college’u, 18 bachelor, 15 master i trzy PhD, czyli doktoratu. Uczelnia ma cztery wydziały:
– muzyczny (z podziałem na sekcje instrumentalne, muzykologię, śpiew i dyrygenturę),
– sztuki tradycyjnej (z uwzględnieniem ludowych instrumentów kazachskich i rosyjskich oraz śpiewu),
– teatru, kina i telewizji (zaopatrzony w studia filmowe i najnowszy sprzęt rtv)
– historia sztuki.
Jedną część budynku zajmuje szkoła z internatem dla uzdolnionych dzieci i młodzieży tak połączona korytarzami z resztą budynku, że nie trzeba opuszczać wnętrz. Przytulne 2-3 osobowe sypialnie mają standard dobrych trzech gwiazdek. W głównym holu szkoły króluje prawdziwa jurta z kazachskich stepów – miejsce, gdzie najchętniej dzieci spędzają przerwy. Całości dopełniają sale koncertowe w prawdziwego zdarzenia – występując na nich młodzież może się przyzwyczajać do występów na światowych scenach. Całe założenie „wszystko w jednym” wydaje się dobrze przemyślanym eksperymentem, gdzie naukę zawodu łączy się z przyswajaniem wiedzy ogólnej. Rozczulenie budzą klasy malutkich, 6-7-letnich, początkujących baletnic w tiulowych spódniczkach ze włosami zebranymi na karku w koczki, które na polecenie pani dzielnie stawiają pierwsze pas.

Miasto
To wcale nie jest Dubaj, choć cele budowniczych obu miast były zbliżone: olśnić, zachwycić, powalić – wielkością, innowacyjnością, niebanalnością rozwiązań architektonicznych. Obydwa też wyrosły w mniej sprzyjających okolicznościach przyrody – Dubaj na piasku, a Nursułtan na stepie i to zaskakującym tempie, przy czym stolica Kazachstanu bije pierwsze miasto na głowę. Nowoczesna jej wizja zrealizowana została przez pomysłodawcę – „Ojca Narodu”, dzierżącego ster władzy niemal trzydzieści lat ex- prezydenta Nazarbajewa w mniej niż dekadę i jest konsekwentnie dalej realizowana. Gigantomania natomiast w przypadku Nursułtanu mniej razi niż w środkowowschodnim emiracie. Owszem, budynki – zarówno użyteczności publicznej, jak osiedlowe pną się górę, są masywne, potężne i… długie. Jednak, na co nie zwraca uwagę większość krytyków motywy zdobnicze na fasadach czerpią z kazachskiej, bogatej kultury. I to odróżnia nursułtańskie bloki od chociażby naszych „bezpłciowych”, pudełkowych apartamentowców „kubek w kubek” podobnych jeden od drugiego. Natomiast każde osiedle w Nursułtanie ma inny design, budynki odmienną formę i kolorystykę, nie porażając przy tym pstrokacizną. Zachowane między nimi odległości są tak duże, że nie ma szans nie tylko na podglądanie sąsiadów w oknie, ale niekiedy nawet ich lornetowanie. To bez wątpienia komfort dla lokatorów, o jakim mieszkańcy Warszawy i innych miast mogą sobie tylko pomarzyć. Na parterach budynków nierzadkie są małe, prywatne galerie sztuki – jak uzdolnieni okazują się Kazachowie w sztuce rzeźby, kilimów, gobelinów, malarstwie!
W centrum biegnie szeroka promenada – Park Miejski z kwiatowym kobiercem ciągnącym się przez środek. Okalające go budynki kojarzą się z pięciogwiazdkowym hotelem Atlantis the Palm na dubajskiej wyspie Palmowej. Jednak całość budzi jednak reminiscencje architektury poprzedniej epoki. Wielkie, puste przestrzenie aż zachęcają do defilad. Z daleka widać 15-m. wieżę widokową Bajterek, jedną z topowych atrakcji turystycznych. Obecna na banknotach i w herbie Nursułtanu, kształtem przypominającym drzewo z kulą między konarami nawiązuje do kazachskiego mitu. Opowiada on o magicznym ptaku, który złożył jajo pomiędzy konarami magicznej topoli podtrzymującej niebo i tak narodziło się słońce. Dlatego to właśnie słońce, symbol kosmosu i harmonii błyszczy na błękitnym niebie – tle flagi, a pod nim frunie orzeł o rozpostartych skrzydłach. Stąd też niektórzy „nawiedzeni” przypinają Nursułtanowi łatkę stolicy okultyzmu ze względu na spotykane tu i ówdzie wizerunki słońca, jednego z najważniejszych symboli masonerii. Potwierdzeniem tej teorii miałaby być Piramida, czyli Pałac Pokoju i Pojednania. Niecodzienną, postmodernistyczną formę z pięciu kondygnacji trójkątów równobocznych złożonych razem jak pyraminx wymyśliła pracownia Normana Fostera – tego samego brytyjskiego architekta, który niemalże zmiażdżył swoim Metropolitanem naszą Operę Narodową w Warszawie. Foster jest też zresztą autorem Bajterka oraz Chan Szatyr, czyli „Namiot Chana”, zbudowany w kształcie gigantycznego stożka największe w tej części świata centrum handlowo-rozrywkowe ze sklepami na 23 tys. mkw. Wśród butików znajduje się polski Inglot z kosmetykami, który w ciągu 25 lat istnienia podbił już globalne rynki od Montrealu i 5th Avenue w Nowym Jorku po Mall of the Emiratem w Dubaju kończąc.

Przepadam za przemyślaną, nowoczesną architekturą tworzoną według szerszego, przemyślanego planu – tak jak właśnie w Dubaju czy Nursułtanie, dlatego spodobała mi się kazachska stolica. Nie wydaje mi się sztuczna czy wydumana, jest po prostu inna. Tę inność w niej właśnie cenię, bo zafundowała mi masę zaskoczeń podczas zwiedzania. Zmusiła do intelektualnej zabawy w skojarzenia. Najbardziej jednak zaimponowała mi przywiązaniem do własnej sztuki i tradycji.

Tekst i zdjęcia: Anna Kłossowska