Nie ma wielkiej przesady w nazywaniu Dominikany rajskim ogrodem Karaibów, sanktuarium dziewiczej przyrody i zachwycających krajobrazów na Atlantyku. Półwysep Samaná jest perłą tego ogrodu, naturalnym molo wysuniętym w wody oceanu w północno-wschodniej części kraju.

W ostatnich latach miejsce to urosło do rangi jednego z najważniejszych kierunków modnej na świecie ekoturystyki. Przez cały bowiem rok można tutaj korzystać ze słońca na uchodzących za najpiękniejsze na Karaibach białych plażach, cieszyć się ciepłem i turkusową barwą wód oceanu, zanurzać w gąszcz tropikalnych lasów, wsłuchując się w odgłosy żyjących tam zwierząt i ptaków.

Na spotkanie wielorybom
Największą radość gościom półwyspu sprawiają przypływające tam humbaki. Humbaki, zwane po polsku długopłetwcami (Megaptera novaeangliae), jedne z największych ssaków na świecie, przybywają w listopadzie i pozostają przynajmniej do końca marca. W ciepłych wodach zatoki Samaná odbywają doroczne gody i wydają na świat potomstwo. Rejsy na ich spotkanie są główną atrakcją turystyczną półwyspu. Jest bowiem na co patrzeć. Ciała dorosłych osobników osiągają 16-18 m długości. Waga przekracza 30 ton, dochodząc czasem nawet do 50. Humbaki mogą wprawdzie długo przebywać pod wodą, ale oddychać muszą tak jak my, powietrzem po wynurzeniu się nad wodę. Przyjazne wobec ludzi, chętnie towarzyszą statkom i łodziom. Potrafią wyskakiwać ponad powierzchnię, zupełnie jakby się popisywały. Na oddalonych od brzegów głębszych wodach samce walczą o samice. Pojedynki kolosów były zapewne jednym ze źródeł mitów o potworach z głębin. Wizerunki humbaków uwiecznili na ścianach jaskiń miejscowi Indianie z plemienia Taíno. Można je podziwiać w Parku Narodowym Los Haitises (Parque Nacional Los Haitises po południowej stronie zatoki Samaná).

Miłosna serenada czy próba kontaktu?
Najciekawsze jest jednak to, że humbaki śpiewają… Samce są przy tym znacznie wymowniejsze od swoich partnerek. Tony są długie, niskie, o zmiennej amplitudzie, modulowane głównie wydmuchiwanym przez nozdrza powietrzem, bo walenie są pozbawione strun głosowych. Zaobserwowano przy tym, że w każdym rejonie, w którym się stale pojawiają, walenie śpiewają inne, specyficzne pieśni. Systematyczne obserwacje tych samych grup dowiodły jednak, że w ich repertuarze pojawiają się co pewien czas zmiany. Przypisuje się je wpływom innych grup, spotykanych podczas długiej podróży z mroźnych wód Grenlandii. Pieśń trwa zazwyczaj od 10 do 20 minut, choć słyszano samce zawodzące przez 24 godziny, jedynie z małymi przerwami na oddech. Bez odpowiedzi pozostaje jak dotąd pytanie, po co to robią. Czy tak się komunikują? Czy to rodzaj miłosnych serenad, próba zwrócenia uwagi samicy? Romantyczna teoria się raczej nie obroni, ponieważ zauważono, że na śpiew samca reagują inne samce i jest to z reguły preludium konfliktu. Na tej podstawie naukowcy wysnuli teorię o ustalaniu hierarchii w stadzie, wyzywaniu przeciwnika do boju. Zdaniem innych, to technika echolokacji oraz sposób na dezorientowanie ryb podczas poszukiwania żeru. Nie traćmy nadziei. Może to jednak coś więcej – próba nawiązania kontaktu z nami, małymi bratnimi ssakami, przyglądającymi się gigantom z pokładów łodzi?

www.GoDominicanRepublic.pl

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze wrzesień-październik 2014 na str. 30-33.