Śląskie emanuje pozytywną energią przez cały rok. Wyjątkowo inspirujący nastrój panuje w regionie zimą, gdy rozpoczynają się przygotowania do świąt Bożego Narodzenia i powitania Nowego Roku.

Wtedy ujawnia się bogactwo ludowych tradycji, wciąż kultywowanych w różnorodnych zakątkach województwa śląskiego.

Na jarmark świąteczny po prezent od Dzieciątka
Jeden ze zwyczajów bożonarodzeniowych, inny niż w pozostałych regionach, jest do dzisiaj praktykowany w śląskiem. Prezenty przynosił tu od zawsze nie Święty Mikołaj czy Gwiazdor, lecz nowo narodzony Jezus, czyli Dzieciątko – prawdopodobnie było to nawiązanie do Trzech Króli, którzy składali hołd w Betlejem i przynieśli Dzieciątku dary. Przed laty obdarowywano się skromnie i podarki trafiały tylko do dzieci. Mógł to być własnoręcznie zrobiony szalik, drewniany konik lub garść słodyczy. Współcześnie chyba nie ma osoby, która nie lubi dawać i dostawać prezentów. W niebanalne podarki można się zaopatrzyć na jarmarkach świątecznych organizowanych w wielu miejscach regionu. W chorzowskim Skansenie w trakcie „Śląskiej Wiliji” na straganach można znaleźć wszystko, co kojarzy się ze świętami i zimą: ozdoby, przysmaki, choinki, kartki świąteczne, zabawki dla dzieci. Na jarmarku sprzedawane są nie tylko lokalne wędliny, sery, przetwory, miody pitne i pierniki, ale także wiele ręcznie wykonanych cudeniek, które sprawdzą się jako niepowtarzalne prezenty. Na stragany uginające się pod regionalnymi smakołykami i wyrobami rękodzielniczymi możemy trafić również w Katowicach. Od siedmiu lat organizowany jest Jarmark na Nikiszu. W tej zabytkowej, robotniczej kolonii przez dwa grudniowe dni na mieszkańców czeka wiele atrakcji: koncerty, wiedeńska karuzela, pociąg Świętego Mikołaja, wystawy prac lokalnych artystów i oczywiście degustacje kuchni śląskiej. Również w centrum stolicy regionu w grudniu panuje bożonarodzeniowa atmosfera. Przez trzy tygodnie przed świętami miejski deptak przy ulicy Staromiejskiej zapełnia się kramami z tradycyjnymi i regionalnymi wyrobami: wypiekami, wędlinami, miodami, nalewkami, ozdobami choinkowymi, rękodziełem, biżuterią, zabawkami i innymi artykułami związanymi ze świętami Bożego Narodzenia. Jarmark jest co roku wzbogacany o część artystyczną: koncerty kolęd i pastorałek, występy kataryniarzy czy np. „Pocztę Św. Mikołaja”.

„Śląsko Wilijo” w skansenie
Aby poczuć prawdziwy świąteczny klimat, warto w grudniu odwiedzić Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie. W skansenie w trakcie corocznej imprezy plenerowej „Śląsko Wilijo”, w niepowtarzalnej atmosferze ośnieżonych chałup i trzaskającego w piecu ognia, można zapoznać się ze świątecznymi zwyczajami rodowitych Ślązaków, Zagłębiaków i górali z Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Bogata ludowa tradycja zaskakuje różnorodnością wynikającą z historii, wyrazistości i barwności tutejszej kultury. Święta Bożego Narodzenia to okres, kiedy można czerpać garściami z tradycyjnych śląskich obrzędów i zwyczajów ludowych, których spora część jest ciągle obecna i nie odeszła w przeszłość.

„Podłaźnik” zamiast choinki
Na terenie Górnego Śląska najszybciej, bo już na początku XX w., przyjęła się tradycja strojenia choinki, którą przyozdabiano orzechami, jabłkami, cukierkami i własnoręcznie wykonanymi ozdobami z bibuły i kolorowego papieru. Ozdobiona choinka nazywana „drzewkiem życia” posiadała wymiar magiczny, miała przyczynić się do zapewnienia urodzaju i pomyślności gospodarstwa i gospodarzy na kolejny rok. Na Podbeskidziu królował przystrojony „podłaźnik”, czyli czubek jodły lub świerku podwieszony pod sufitem paradnej izby. Strojono go w kolorowe wstążki, bibułki lub słomkowe, własnoręcznie wykonane ozdoby. Z kolei w Zagłębiu Dąbrowskim przed kolacją wigilijną ustawiano snopy zboża, po jednym z każdego rodzaju w czterech kątach izby. U sufitu wieszano „świat” – ozdobę wykonaną z opłatków, a nad stołem „pająki” – ozdoby geometryczne wykonane z żytnich słomek z dodatkiem kwiatków i harmonijek z bibułek. Po udekorowaniu izby paradnej, gdzie miała się odbyć Wigilia, przystępowano do przygotowania samej wieczerzy.

Makówki czy makiełki?
Ważne było, by na stole wigilijnym pojawiły się dania przygotowane zarówno z takich produktów, których miało nie zabraknąć przez kolejny rok, jak i z takich, które można było zebrać na polu, w ogrodzie, sadzie i lesie. Nie mogło zabraknąć potraw z kapusty, fasoli bądź grochu, ziemniaków, grzybów, suszonych owoców i maku. W zależności od inwencji gospodyń jedzono barszcz, zupę grzybową lub rybną. Dawniej w domach chłopskich i robotniczych – poza śledziem – nie podawano ryb. Dania z karpia przyjęły się na dobre dopiero po II wojnie światowej, ponieważ była to ryba hodowlana, tania i łatwo dostępna. Kiedyś na Górnym Śląsku trudno było sobie wyobrazić, by na stole przykrytym śnieżnobiałym, wykrochmalonym obrusem mogło zabraknąć siemieniotki i moczki. Pierwsza potrawa to zupa przygotowywana z siemienia konopnego, podawana z kaszą jęczmienną. Według wierzeń ludowych siemieniotka miała magiczną moc dzięki dużej ilości zawartych w niej ziaren. Z kolei zapomnianą dziś moczkę przyrządzano z ciemnego piernika, migdałów, rodzynek, orzechów laskowych i dużej ilości wody, w której moczyło się składniki. Widoczne były różnice regionalne w wyborze tradycyjnych dań wigilijnych. W Zagłębiu popularny był garus, czyli zupa z suszonych śliwek, serwowana z fasolą lub ziemniakami, a także makiełki, czyli kluski albo łazanki z mielonym makiem. Na Górnym Śląsku królował inny wariant kulinarny tej potrawy, czyli makówki. Była to bułka lub chałka przekładana masą makową, gotowaną na mleku, z dodatkiem miodu i bakalii.

„Jakiś we Wilijo, takiś cołki rok”
Wieczór wigilijny obwarowany był wieloma nakazami i zakazami. Unikano tego dnia swarów, należało też wcześnie wstać i oddać wszystkie pożyczone wcześniej przedmioty. Wiązało się to z tradycyjnym przysłowiem ludowym: „Jakiś we Wilijo, takiś cołki rok”. Na stole stało dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, chociaż początkowo pusty talerz, według tradycji, czekał na dusze zmarłych, by mogły uczestniczyć w kolacji. Podkładano pod stół metalowy przedmiot, na którym trzymano nogi, by były silne, owijano stół łańcuchem symbolizującym siłę i jedność rodziny przy nim zasiadającej. Od stołu nikt nie powinien wstawać oprócz gospodyni, bo przynosiło to nieszczęście. Po kolacji wigilijnej przystępowano do wróżb pogodowych i matrymonialnych. Wróżby z siana, orzechów, szczekania psów miały przynieść powodzenie, zdrowie i urodzaj na cały nadchodzący rok.

Pastuszkowie, hej!
W całym regionie kultywowano tradycje kolędnicze. Kolędnicy chodzili od św. Szczepana, czyli od drugiego dnia świąt. Byli to pastuszkowie, szopkarze, a także grupy herodowe przedstawiające historię króla Heroda. Zwyczaje te były najsilniejsze w okolicach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Tam można było spotkać dziadów żywieckich, połazowian (połaźników), odwiedzających domostwa z ustrojoną gałązką połaźniczką, oraz grupy w przebraniach szlachcica, masarza, Żyda czy górala, chodzące po gospodarstwach w towarzystwie muzykantów. Odwiedziny grup kolędniczych były mile widziane. W zamian za powinszowania i wizytę, która przynosiła szczęście, kolędnicy dostawali datki, byli częstowani potrawami i trunkami.

Narty po śląsku
Trasy narciarskie oplatają Śląskie na podobieństwo misternej koniakowskiej koronki. Najwięcej wyciągów kręci się w górskiej części województwa – w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Można je jednak znaleźć także w innych rejonach, chociażby w Morsku czy w samym sercu Bytomia, gdzie działa park zimowych atrakcji.

W granicach województwa śląskiego znajdują się jedne z największych w Polsce ośrodków narciarskich – Korbielów i Szczyrk.

Nad pierwszą z tych miejscowości góruje Pilsko, drugi pod względem wysokości po Babiej Górze szczyt Beskidu Żywieckiego i całych naszych Beskidów (1557 m). Przypomina ogromny stóg siana, bo ma kopulasty, niezalesiony wierzchołek i rozległe, zalesione stoki o północnej wystawie. Poprowadzono na nich blisko 20 km tras, w tym jedną z najdłuższych w Polsce. Oznaczona numerem „5” mierzy niemal 4,5 km długości (www.pilsko.org). Ponadto działa tu krzesełkowa kolej Baba ( www.kolejbaba.org) oraz wyciągi orczykowe – Harnaś i Cypisek (www.korbielow.info). Ze względu na różnorodność tras na Pilsku można zarówno uczyć się jazdy na nartach, jak i oddawać białemu szaleństwu na bardziej zaawansowanym poziomie, hulając na stokach od widokowego szczytu do podnóża góry. Schronisko na Hali Miziowej jest idealnym miejscem wypoczynku po kilku czy kilkunastu zjazdach.

Nad Szczyrkiem wznosi się najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego – Skrzyczne (1257 m). Dumą gospodarzy jest biegnąca z samej góry czerwona trasa z homologacją FIS. Na widokowym szczycie wznosi się schronisko turystyczne. Podobnie jak na Pilsku zbocza, na których ulokowano trasy, mają tutaj północną wystawę. W pobliżu działają także inne trasy z wyciągami – na Beskidku (www. beskidek.com.pl), na Beskidzie w Szczyrku Biłej i na Przełęczy Salmopolskiej.

Ustroń i Wisła oferują łącznie blisko dwadzieścia ośrodków narciarskich (www.ustron.pl; www.wisla.pl). Aż żal, że tylko niektóre z nich połączyły się i są dostępne w ramach jednego karnetu (ski-pass). Z drugiej strony fakt, że miejscówek jest tak wiele, uznają za atut ci narciarze, którzy nie lubią monotonii. Mogą bowiem wybierać między zjazdami po zalesionych stokach Czantorii (www.czantoria.net), na widokowym Soszowie Wielkim
(www.soszow.pl), polanach na Cienkowie (www.cienkownarty.pl) czy na Stożku (www.stozek.narty.pl), który słynie z najtrudniejszych w tej okolicy tras. Podobnie sytuacja przedstawia się w Koniakowie, Istebnej i Jaworzynce, nazywanych popularnie Trójwsią Beskidzką (www.istebna.eu), z tym że nadal nie odczuwa się tu aż tak mocno dużej liczby turystów jak w Ustroniu czy Wiśle.

Artykuł pod patronatem Śląskiej Organizacji Turystycznej
ul. Mickiewicza 29, 40-085 Katowice
tel. 32 207 207 1; e-mail: info@silesia.travel
www.slaskie.travel

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze listopad-grudzień 2014 na str. 6-13.