Mieszanina barw, smaków, różnorodnych krajobrazów, bogactwo zabytków oraz przeplatających się kultur – Maroko to kraj, który porusza wszystkie zmysły i czaruje egzotyczną magią od wieków.

Nie mogło być lepszego miejsca na pierwsze spotkanie z Marokiem. Nadmorski kurort Agadir wita nas błękitnym niebem i prażącym słońcem. Mimo to nie odczuwam męczącego upału, bo od Atlantyku wieje chłodny, orzeźwiający wiaterek. Jeśli pierwszy dzień może być wróżbą dla całej podróży – zapowiada się wspaniale!

Słoneczne powitanie
Nie mogę usiedzieć w komfortowym hotelu i mimo smakołyków kuszących ze śniadaniowego bufetu, kieruję się od razu w stronę plaży. Szeroki, ośmiokilometrowy pas pięknej, piaszczystej plaży zachęca do spacerów i porannego joggingu. Tylko „hello, how are you, where are you from, are you married?” na chwilę odwracają moją uwagę od pięknej scenerii. Wiem, że nawet jeśli spróbuję zignorować zaczepki, to uparty, miejscowy chłopak i tak nie odpuści. Odpowiadam więc uśmiechem, pozdrawiam go po polsku i to wystarcza, by zaspokoić jego ciekawość. Po południu zaglądam do lokalnych sklepików i małych restauracyjek, z przyjemnością odnajdując w nich prawdziwą  mieszankę świata arabskiego i kultury francuskiej. Wieczorem do długich spacerów zachęca nadmorski deptak, oddzielający luksusowe hotele od osłoniętego palmami wybrzeża, który pewnie nad Bałtykiem nazwalibyśmy promenadą. Wieczorem widać z niego wzgórze górujące nad miastem, a na nim wielki, oświetlony napis w języku arabskim. Przewodnik pospiesznie wyjaśnia, co oznacza: „Bóg, naród, król” – to trzy najważniejsze wartości każdego Marokańczyka.

Egzotyczna metropolia
Jeśli choć raz nie zabłądziłeś w plątaninie ciasnych, gwarnych i zatłoczonych o każdej porze dnia i nocy uliczek suków, to nigdy nie byłeś w Marrakeszu, to pewne! Ciągnący się niemal w nieskończoność labirynt straganów, targowisk, rozmaitych towarów i hałaśliwych handlarzy może przyprawić o prawdziwy zawrót głowy, nawet najbardziej odpornego turystę. Bez wcześniejszych planów zakupowych, ja także omal nie zrujnowałam mojego budżetu. Podobały mi się haftowane złotą nicią buty, skórzane torebki, pachnące przyprawy, grawerowane ozdoby z metalu, malowane arabeski, kusiły barwne chusty. Zagranicznych turystów właściciele stoisk nawołują w niemal wszystkich językach świata i trudno się temu oprzeć. Koniecznie trzeba się targować, po pierwsze dlatego, ze zwykle pierwotne ceny są bardzo wygórowane i znacznie przekraczają wartość oferowanych towarów, a po drugie dlatego, że to element tradycji i miejscowych zwyczajów. Niegrzecznym byłoby odmówić negocjacji, zwykle przy towarzyszącej im filiżance miętowej herbaty. Największy problem pojawił się jednak dopiero wówczas, gdy rozpaczliwie zaczęłam szukać wyjścia lub drogi powrotnej. Warto zapamiętać kilka najbardziej charakterystycznych punktów po drodze, bo mimo że każdy suk ma swoją odrębną nazwę, nigdzie nie ma drogowskazów, a pomoc miejscowych może oznaczać jedynie prowadzenie do kolejnych stoisk z rozmaitymi towarami.

Sen malarza
Marrakesz to nie tylko znane suki i niestrudzeni handlarze czy orientalne meczety i medresy. Miasto słynie także z pięknych ogrodów pochodzących z przełomu XIX i XX w. Mnie urzekł oddany do użytku publicznego dopiero w 1947 r., a niedawno odnowiony ogród Majorelle, nazwany tak na cześć jego twórcy Jacques’a Majorelle’a, francuskiego malarza, który przybył do Maroka podczas I wojny światowej.  Niezliczone bogactwo egzotycznych roślin, barwnych kwiatów, oczek wodnych, romantycznych ścieżek i pomostów prowadzących przez niemal baśniową scenerię, to doskonała forma odpoczynku od ulicznego gwaru i miejskich upałów. Wspaniałe, unikalne kaktusy należą chyba do najpiękniejszych, jakie do tej pory widziałam. Jest tu m.in. echinocactus grusonii – tzw. tron teściowej, rozłożysty, niewysoki kaktus gęsto najeżony ostrymi kolcami. Całość stanowi doskonałą kompozycję wspaniałych, zachowanych w arabskim stylu budynków, z bujną roślinnością. To miejsce dużo zawdzięcza także światowej sławy projektantowi mody Yves Saint-Laurentowi, który wraz z Pierre’em Berge’em kupił ogród w 1980 r. i przyczynił się do jego renowacji. Upodobał sobie ten ogród tak bardzo, że po śmierci kazał rozsypać swoje prochy pośród roślin, by zostać tu na zawsze. Niewielki, skromny pomnik mecenasa ogrodu wraz z pamiątkową tablicą stoi dziś w cieniu liści palmowych.

Marokańskie Hollywood
Wciśnięte między góry Atlasu Wysokiego i Antyatlasu niewielkie miasto Warzazat to największe moje zaskoczenie podczas podróży po Maroku. Z opowieści i pięknych zdjęć znałam zabytki Marrakeszu, Rabatu, wspaniałe wybrzeże i złote plaże nad Atlantykiem, ale o Warzazat nigdy wcześniej nie słyszałam. Przewodnik z przekąsem w głosie mówi: „znasz Warzazat, znasz na pewno”. „Nie – upieram się – nigdy wcześniej nie widziałam, nie słyszałam”. „A oglądałaś film «Gladiator» albo «Kleopatra», albo «Asterix i Obelix», a może «Kundun»?” – pyta uparcie. „Tak, pewnie, że tak, znam wszystkie” – odpowiadam bez wahania. „Widziałaś już zatem Warzazat” – uśmiecha się triumfalnie. Dopiero gdy odwiedzamy studio filmowe Atlas Studios, wszystko staje się jasne. To właśnie tu znajdują się wspaniałe studia i plenery filmowe, wykorzystane w niejednej superprodukcji. Można przespacerować się po chińskim Zakazanym Mieście, stanąć oko w oko z antycznymi egipskimi posągami, zobaczyć biblijne scenerie z czasów pierwszych chrześcijan. Miasto gościło takie sławy, jak: Michael Douglas, Jean Claude Van-Damme, Orlando Bloom, Ed Harris czy Omar Sharif. Swoje filmy realizowali tu m.in. Ridley Scott i Martin Scorsese.

Od 1985 r. i pierwszego nakręconego tu filmu „Klejnot Nilu” miasto Warzazat regularnie gości ekipy filmowe i gwiazdy ekranu, które upodobały sobie tutejsze pustynne tereny, z górskimi szczytami w tle i romantycznymi kazbami Taourit, czyli ufortyfikowanymi zespołami pałacowymi dawnych władców, górującymi nad miastem. I kto by pomyślał, że dzisiejsza marokańska stolica przemysłu filmowego była dawniej nikomu nie znaną, małą osadą służącą za bazę francuskiej Legii Cudzoziemskiej.

Essaouira – miasto Otella
Ta niewielka miejscowość, założona w XVIII w. przez sułtana Muhammada ibn Abdullaha, dawniej nazywana Mogador, była przede wszystkim wolnym portem dla Europejczyków zajmujących się handlem złotem, kością słoniową i niewolnikami, a wkrótce stała się także największą atrakcją regionu i zwróciła ku sobie oczy podróżników, artystów i handlarzy. Prawdziwie światową sławę zyskała jednak w 1952 r., gdy amerykański reżyser, producent i scenarzysta Orson Wells wybrał Essaourię jako miejsce realizacji słynnego „Otella” Williama Szekspira. Mnie urzekła zarówno romantyczna, jak i dramatyczna sceneria miasta: rozbijające się z hukiem o nabrzeże fale Atlantyku, kamienne fortyfikacje wyrastające wprost z poszarpanych skał, zatłoczony port pełen niebieskich łodzi i prowizorycznych straganów z najróżniejszymi świeżymi rybami, a tuż obok kilometrowe piaszczyste plaże i barwne uliczki starej medyny. Essaouira różni się od innych miast marokańskich, gdyż została zaprojektowana przez europejskiego inżyniera, którego sułtan pojmał w niewolę. Uliczki medyny są tu szersze i bardziej regularne, dziś wypełniają je galerie, sklepy z pamiątkami, herbaciarnie, a niezliczone rzesze artystów oferują swoje wyroby: od obrazów po rzeźby z drzewa tujowego i cedrowego, metalową biżuterię, ręcznie tkane dywany czy misternie zdobione mozaiki zallidż. Ta wyjątkowa medyna w 2001 r. wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

INFO
www.maroco.com
Język: Urzędowy język to arabski i berberyjski, ale w wielu miejscach, zwłaszcza bardziej turystycznych, można porozumieć się w języku francuskim i nieco rzadziej w angielskim.
Waluta:Obowiązującą walutą jest dirham marokański (MAD). 1 MAD = 0,37 PLN, 100 MAD = 8,83 EUR, 100 MAD = 11,60 USD. Dirham marokański jest poza Marokiem walutą niewymienialną i obowiązuje surowy zakaz wywożenia go za granicę.
Wizy: Od 1 stycznia 2005 r. Polacy nie muszą posiadać wizy do Maroka, jeśli planowany pobyt nie przekracza 90 dni.
Zwyczaje:W Maroku obowiązują szczególne normy prawne i zwyczajowe, które obcokrajowcy powinni respektować, np. zakaz wstępu do meczetów dla osób wyznania niemuzułmańskiego, powstrzymanie się od jedzenia, picia i palenia w miejscach publicznych od wschodu do zachodu słońca podczas ramadanu, unikanie skąpych strojów i zachowań, mogących urazić wyznawców islamu.

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze zima 2012/2013 na str. 18-23.