Stubaier Gletscher – tyrolski faworyt „zimowej Gry o Tron” – oferuje 110 km tras zjazdowych, lodowcową karuzelę narciarską i bogaty w urządzenia snowpark, zaś zgłodniałym i spragnionym miłośnikom białego szaleństwa – bogate menu w Jochdohle, najwyżej usytuowanej w Austrii gospodzie.

Skojarzenie z popularnym serialem emitowanym przez HBO nie jest przypadkowe, bo właśnie tuż obok Jochdohle, na wysokości 3000 m ustawiony jest nadnaturalnych rozmiarów tron. A przecież ośrodki narciarskie konkurują ze sobą o palmę pierwszeństwa, mierzoną ilością gości korzystających z ich infrastruktury, niczym ambitni filmowi władcy o władzę. Lodowiec doliny Stubai ma ogromne szanse na zwycięstwo w tym wyścigu, oferuje bowiem największy pośród tyrolskich lodowców teren zjazdowy. Oprócz 90 km zwykłych tras różnej trudności poprowadzono na nim blisko 20 km zjazdów w dziewiczym śniegu. Ratraki ich nie wyrównują, przez co są pełne niespodziewanych zakrętów, przewężeń i muld, a gra słonecznych promieni i cieni sprawia, że zmieniające się rodzaje śniegu wpływają na tempo jazdy i wymuszają zmiany techniki. A to jest ogromna frajda. Szczytowych emocji dostarcza przejazd słynną Wilde Grub’n długości 10 km o różnicy poziomów niemal 1500 m. Kogo freeride nie pociąga, zadowoli się wspaniałymi widokami z jedynej w Alpach lodowcowej karuzeli. Tworzą ją wyciągi i trasy oplatające najwyższy wierzchołek stubaiskiego systemu – Schaufelspitze (3333 m n.p.m).

Po nartach
Przytulona do jego skalistego wierzchołka, wspomniana gospoda jest legendarnym lokalem gastronomicznym. Nowoczesna rotunda ze szkła i stali zastąpiła przed kilku laty stojące tu dawniej drewniane schronisko. Zmieniła się wprawdzie architektura, ale potrawy inspirowane kuchnią Tyrolu pozostały. Nigdzie chyba nie smakuje lepiej słodki, sycący Germknödel, wypełniony powidłami pampuch z ciasta zmieszanego z makiem i cukrem, polany aromatycznym waniliowym sosem i przyprószony czekoladą. Z dotarcia tutaj można być dumnym. Nic więc dziwnego, że na stubaiskim tronie co chwila ktoś zasiada, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z ośnieżonymi trzytysięcznikami w tle. Pośpiechu nie ma. Można jeździć do ostatniej kolejki, bo ze stacji w dolinie, dojazd do Innsbrucku zajmuje niespełna godzinę. I tak przez cały rok, bo Stubaier Gletscher czynny jest również latem, oferując nawet w okresie upałów około 30 km naturalnie zaśnieżonych tras.

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze wrzesień 2011 na str. 78-79.