Zima zbliża się wielkimi krokami. Większość z nas kojarzy ten okres z białym szaleństwem, aktywnym wypoczynkiem, słońcem śniegiem zalegającym górskie stoki…

Wybór narciarskiej stacji uzależniamy od długości i zróżnicowania tras, o cenach nie wspominając. Myślimy przede wszystkim, że zażyjemy trochę ruchu i będziemy podziwiać krajobrazy. To jasne; z tras i snowparków roztaczają się zazwyczaj spektakularne widoki. Klasycznego zwiedzania raczej nie przewidujemy. A jednak będziemy zwiedzać i poznawać. Od najlepszej strony! Przez pryzmat stołu, za którym zasiadamy z apetytem po kilku godzinach spędzonych na świeżym powietrzu. W menu jak w zwierciadle odbijają się zalety i wady miejsca wypoczynku. Szczególne są pod tym względem regiony transgraniczne. Ich kultura jest najbogatsza, a kuchnia – najsmaczniejsza.

Bramy Słońca
Les Portes du Soleil obejmuje 14 stacji rozrzuconych po francuskiej i szwajcarskiej stronie granicy. Są połączone wyciągami, dzięki czemu można korzystać z 650 km tras, licznych snowparków oraz nieograniczonych niemal terenów do jazdy pozatrasowej (freeride jest możliwy tylko wtedy, gdy nie ma zagrożenia lawinowego). Owszem, widać stąd Mont Blanc, ale tereny narciarskie rozlokowane są na umiarkowanych wysokościach, znacznie poniżej 3 tys. metrów. Klimat nie jest więc zbyt srogi, a na zalesionych odcinkach nie wieje i nie sypie w oczy śniegiem.

Dobrym rozwiązaniem jest zoning. Trasy wokół każdej stacji są pogrupowane pod względem trudności. Nie, nie są takie same. W każdej strefie dominują jedynie trasy konkretnego poziomu, przez co narciarze o różnych umiejętnościach nie są skazani na swoje towarzystwo. Podnoszący zaś kwalifikacje mogą bez trudu przenieść się do sąsiedniego sektora, by podejmować trudniejsze wyzwania. Jak wszędzie w Alpach roi się od restauracji – górskich szałasów, oferujących dania regionalne i nowoczesnych lokali, nierzadko z daniami międzynarodowej kuchni albo z kreatywnymi, niebanalnymi propozycjami. Przeglądając już pierwsze menu, zorientujemy się, że nikt tu nie traci czasu na bezprzedmiotowe spory, czy fondue wywodzi się z Francji, czy ze Szwajcarii. Cały wysiłek jest skierowany na przygotowanie dań jak najlepiej. Konkuruje się jakością. Tutejsze menu to prawdziwy festiwal dań bazujących na doskonałych serach. Podawane na ciepło znakomicie reperują nadwątlone na stoku siły. Oczywiście można kosztować naleśników, które we francuskojęzycznej Europie wypierają z rynku fast food amerykańskiej lub arabskiej proweniencji. Do dań podają tutaj wina. Zarówno te z Górnej Sabaudii, jak i szwajcarskie – znad pobliskiego Jeziora Genewskiego i z doliny Rodanu, z kantonu Valais.
www.portesdusoleil.com

Droga Mleczna
Via Lattea to największa bodaj w Alpach huśtawka narciarska rozciągnięta na pograniczu Francji i Włoch. Raczej nie da się całej poznać podczas krótkiego urlopu, bo trasy mają łącznie 400 km długości. Po francuskiej stronie główną bramą regionu jest sabaudzkie Montgenèvre. Po włoskiej – piemonckie Sestriere, miejscowość, w której odbywały się alpejskie konkurencje zimowej olimpiady w 2006 r. Sestriere powstało na surowym korzeniu w latach 30. XX w., ponieważ możliwości rozwojowe dla sportowej infrastruktury dostrzegł Agnelli – słynny menedżer Fiata z oddalonego o 100 km Turynu. Za jego sprawą włoskie Sestriere stało się pierwowzorem mnożących się po wojnie we Francji stacji narciarskich „z próbówek” – funkcjonalnych i doskonale zorganizowanych, lecz niezbyt romantycznych, jako że wystawianych tam, gdzie wcześniej pasło się jedynie bydło. Wzniesione przez Agnellego pierwsze hotele do dziś przykuwają uwagę swym niecodziennym cylindrycznym kształtem. Na przełęczy, w samym centrum, wznosi się obelisk upamiętniający przemarsz napoleońskich wojsk, ruszających na podbój Europy. Cesarz Francuzów nie mógł sobie odmówić przyjemności. Forsował Alpy tym samym traktem, którym bez mała 2 tysiące lat wcześniej pędził bojowe słonie Hannibal.

Na Mlecznej Drodze będziemy kosztować minestrone, lekkiej zupy z warzyw pochodzącej z Mediolanu. Rozgrzejemy się podgrzewanym na francuską modłę grzanym winem. Warto tylko pamiętać, że bardziej wyrafinowanymi trunkami z Sabaudii, a już z pewnością piemonckimi z wyższych półek, należy się rozkoszować w czystej, niezmodyfikowanej postaci.
www.vialattea.it, www.ski-france.com

Dolomity
Trasy wspomnianych wcześniej regionów narciarskich rozciągały się okrakiem ponad państwowymi granicami. Trasy Dolomitów poprowadzone są w całości po włoskiej stronie Alp. A jednak, ze względu na skomplikowaną historię, jest to pogranicze – włoskojęzycznych regionów Trentino i Wenecji Euganejskiej (Veneto) z niemieckojęzycznym Południowym Tyrolem, który trafił w granice Włoch po upadku habsburskiej monarchii w 1918 r. Dolomity oferują łącznie 1220 km tras w ramach jednego systemu z karnetem Dolomiti SuperSki. Jednak w odróżnieniu od Les Portes du Soleil czy Via Lattea każdy z tutejszych 12 ośrodków narciarskich jest całkowicie samodzielny. Żeby zaś przenieść się do sąsiedniej stacji, trzeba skorzystać z samochodu lub publicznej komunikacji.

Przyjemne konsekwencje położenia Dolomitów na kulturowym i językowym pograniczu dostrzeżemy od razu w tamtejszej kuchni. Przygotowywane na włoską modłę pasty polane są obfitymi sosami, a w zupach pojawiają się tłuste knedle. Z drugiej strony, dania z serów, tak typowe dla kuchni krajów alpejskich, nabierają delikatnego wyrazu, przyprawione włoską oliwą. Ba, jedno z południowotyrolskich schronisk, usytuowane przy słynnej karuzeli narciarskiej Sella Ronda, oferuje dania z owoców morza. Wyławiane o świcie w wodach niezbyt odległego Adriatyku docierają każdego dnia do kuchni przed południem, nie tracąc świeżości. Współcześnie Dolomity podbiło bombardino – gorący napój z ajerkoniaku z różnymi domieszkami i bitą śmietaną. Z tradycją włoską ani tyrolską nie ma nic wspólnego, ale rozgrzewa i dodaje animuszu, ciesząc się ogromną popularnością wśród amatorów białego szaleństwa.
www.dolomitisuperski.com

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze Październik 2011 na str. 80-83.