Lizbona to jedno z najpiękniejszych miast Europy. A najbardziej niezwykłym sposobem zwiedzania stolicy Portugalii jest przejażdżka miejskimi windami, które są atrakcją samą w sobie.

Czerwony, zielony, żółty i niebieski – to kolory linii lizbońskiego metra. Zieleń parków, stalowoniebieska woda Tagu, żółte tramwaje i czerwone dachy, z którymi malowniczo kontrastują beżowe ściany kamienic. Mieszkańcy o spalonych słońcem twarzach przemykają wąskimi uliczkami artystycznej dzielnicy Bairro Alto i mauryjskiej Alfamy. Pną się pod górę i zbiegają na dół, kluczą wśród biało-niebieskich płytek (azulejos) zdobiących chodniki, fasady domów, stylowe kawiarnie i wnętrza kościołów.

Turyści wędrują ku szczytom siedmiu wzgórz, na których rozłożyła się stolica Portugalii. Zmierzają do mauryjskiej fortecy wzniesionej w XVI w. u ujścia Tagu do Atlantyku, strzelistej katedry Sé, masywnych barokowych świątyń, eleganckich rezydencji… W górę i w dół, w górę i w dół… tak odbywa się ruch w Lizbonie – mieście, którego jedną z największych atrakcji jest przejażdżka windą.

Cud techniki
Na przełomie XIX i XX w., zanim powstały mieszczące się w wąskich uliczkach samochody dostawcze, uruchomiono cztery elevadores, czyli windy miejskie, ułatwiające poruszanie się po rozpostartym na wzgórzach mieście. Najbardziej niezwykłą z lizbońskich wind, a zarazem jedną z ciekawszych budowli miasta, jest Elevador de Santa Justa. Żelazna konstrukcja w stylu neogotyckim łączy Baixę (Rua Aurea i Rua de Santa Justa) z Bairro Alto (plac Largo do Carmo), gdzie wieczorami w kafejkach rozbrzmiewają dźwięki fado. Od roku 1902 do 1907 mechanizm był napędzany parą, potem Santa Justa została zelektryfikowana. Stalowa wieża windy wybija się w niebo na wysokość 45 metrów. Skojarzenie z wieżą Eiffla jest jak najbardziej na miejscu, wszak twórca tej konstrukcji – Raoul Ponsard – był uczniem Gustawa Eiffela.

Zaskrzypiała krata i otwarły się drzwi. Z drewnianym wnętrzem wyraźnie kontrastuje jaskrawożóły kasownik. W lustrach, w których lizbończycy przeglądają się od ponad 100 lat, tego poranka odbijam się tylko ja i windziarka.

Kawiarenka na szczycie jest jeszcze zamknięta. Pokonuję kilkanaście wąskich spiralnych schodów i po raz pierwszy spoglądam na miasto z góry. A nie ma lepszego ku temu miejsca niż platforma widokowa na Elevador de Santa Justa. Ludzie wyłaniający się z czeluści metra dopiero budzą do życia Rossio, główny plac Lizbony. Pierwsze sylwetki zaczynają się pojawiać na wzgórzu zamkowym. Czerwone dachy wiekowych kamienic w dzielnicy Baixa wskazują na szary Tag. „Rzeka poczeka“ – uznaję, przechodząc pod potężnym łukiem Convento do Carmo i kierując w stronę Bairro Alto.

Podróż kulinarna
W sympatycznej restauracyjce u szczytu blisko 250-metrowej Rua da Bica kuszą apetyczne żeberka oraz smażony dorsz i ośmiorniczki z ryżem. Zawozi mnie tam Elevador da Bica – najpiękniej położona z lizbońskich kolejek linowo-szynowych. Dwa kursujące wahadłowo wagoniki wspinają się po stromej ulicy do Calçada do Combro.

– Przy uliczce da Bica jest kilkanaście świetnych knajpek. Nie zawsze dogadasz się po angielsku, ale zjesz niedrogo i ze smakiem, a chyba o to chodzi – pytanie André, 33-letniego filmowca, jest zdecydowanie retoryczne.

– Tu po prawej warto wejść na caldo verde (krem ziemniaczano-kapuściany z kawałkami kiełbasy chouriço); tam są świetne steki, a niżej, po lewej podają pyszne winko – André odsłania przede mną kulinarne walory uliczki.

– Bagaço, moje ty bóstwo – jego przyjaciel Eli nie kryje uwielbienia dla przejrzystego trunku wypełniającego nasze kieliszku. Winogronowa wódka rozgrzewa ciało, a André dodaje, że Bica jest najładniejszą ulicą w Lizbonie.

W połowie ulicy odbijamy w prawo i rozpoczynamy wspinaczkę po schodach. Słońce powoli kryje się za pomnikiem Chrystusa Króla obejmującego ramionami miasto i czerwonymi przęsłami mostu 25 Kwietnia upamiętniającego bezkrwawą rewolucję goździków z 1974 r. Miradouro de Santa Catarina – punkt widokowy będący popularnym miejscem spotkań lizbończyków – tętni muzyką i ożywionymi rozmowami. Bagaço wciąż pulsuje w żyłach.

Ucieczka w ciszę
Hałaśliwa gromadka Japończyków stoi przed kolejką. Wszyscy pstrykają zdjęcia. Żeby uciec przed obiektywami, zajmuję miejsce na końcu wagonika. Szyby w górę – zdjęcie muru, zdjęcie kolejki jadącej z naprzeciwka, autoportret. Najbardziej obleganą kolejką w Lizbonie nie sposób podróżować w samotności…

Elevador da Glória łącząca Praça dos Restauradores, plac upamiętniający przywrócenie portugalskiej monarchii w 1640 r., z rue São Pedro de Alcântara każdego roku przewozi ponad trzy miliony osób. Żółty wagonik hamuje przed ulicą São Pedro de Alcântara. Po lewej stronie widnieje masywna bryła kościoła św. Rocha. Patron miał chronić ludność miasta przed szerzącą się dżumą. Świątynia wzniesiona na początku XVI w. na obrzeżach miasta, dziś jest jednym z jego punktów turystycznych. Po obejrzeniu bogato zdobionego wnętrza udaję się do ogrodu São Pedro de Alcântara. Z tarasu widokowego (miradouro) rozpościera się wspaniały widok na centrum miasta.

Kilkuletni chłopiec drepcze po płycie objaśniającej charakterystyczne punkty panoramy. Nie zahipnotyzował go las wielokolorowych kamienic Alfamy, nie zainteresowały flagi powiewające na zamku św. Jerzego. Jego Tagiem jest teraz fontanna, a całą Lizboną alejki ogrodu.

Ukryty skarb
Mechanizm lekko zaskrzypiał i najstarsza miejska kolejka linowo-szynowa rusza powoli w górę. Działająca od 1884 r. Elevador do Lavra łączy rua de São Jose z rua Câmara Pestana oraz rua de Julio de Andrade.

Wysokie mury odgradzają stromą uliczkę Calçada do Lavra od reszty miasta. Na górnej stacji uciekam natychmiast w lewo, byle znaleźć się dalej od dźwigów, które straszą przy rua Câmara Pestana. W zamyśleniu prawie mijam bramę Miradouro do Torel. Starsze małżeństwo patrzy na mnie niemal z gniewem, że burzę harmonię tej oazy spokoju.

Miradouro do Torel to coś więcej niż punkt widokowy. To lizboński „tajemniczy ogród” skrywający się pod baldachimem drzew, w cieniu murów czarujących rezydencji. Ponoć każdy o nim słyszał, ale niewielu trafiło… Restauracja na niższym tarasie z pewnością nie narzekała dziś na nadmiar gości. Siedząca na ławce dziewczyna o wybitnie nieportugalskiej urodzie czyta książkę. Czyżby sięgnęła po wiersze Fernando Pessoy, najwybitniejszego portugalskiego poety minionego wieku?

Tekst: Paweł Zając

Dojazd: bezpośrednie połączenia lotnicze z Warszawy do Lizbony realizują 5 dni w tygodniu narodowe linie lotnicze Portugalii – TAP Portugal. Bilet w obie strony kosztuje 1000 zł, www. flytap.com

Noclegi: hotele i schroniska oferują nocleg w dormitorium za 12 euro. Większość znajduje się w centrum, skąd łatwo dotrzeć do głównych atrakcji.

Transport: do przejazdu windami uprawniają bilety komunikacji miejskiej (góra/dół – 3 euro).

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze czerwiec 2011 na str. 80-84.