– Girls yes, boys no! – Antonio, kierowca autobusu, którym mam jechać na argentyńską stronę wodospadów Igua˜u, do środka wpuszcza tylko dziewczyny. Po chwili jego kamienną do tej pory twarz rozjaśnia uśmiech i wszyscy, niezależnie od płci mogą zająć miejsca. Antonio odpala lekko zdezelowanego busa i ruszamy z piskiem opon. Od wielu lat marzyłam o tym, aby zobaczyć Igua˜u, co w języku Indian Guarani oznacza Wielką Wodę. 275 wodospadów na granicy trzech państw: Argentyny, Brazylii i Paragwaju otacza tropikalna dżungla. Nad Igua˜u nieustannie tworzą się tęcze. Miejsce jest tak niezwykłe, że po jednym dniu spędzonym po stronie brazylijskiej czuję ogromny niedosyt i chcę zobaczyć ten cud natury z perspektywy argentyńskiej. – Skąd jesteś? – zagaduje mnie na postoju granicznym nasz charyzmatyczny kierowca. – Z Polski – odpowiadam. – Serio?! Moja żona jest Polką! – Antonio biegnie do autobusu i wraca z albumem pełnym zdjęć. – Oto Ania – pokazuje fotografię ładnej, uśmiechniętej blondynki. – Moja czwarta żona – dodaje. – Czwarta, ale na pewno ostatnia! Przeglądam album i odnajduję w nim zdjęcie Antonia z Robertem De Niro na tle wodospadów. – Jacy wy do siebie podobni! Jesteś spokrewniony z De Niro? – pytam zdumiona. – Rodziną nie jesteśmy, ale mieliśmy okazję się poznać. Oglądałaś film „Misja”? Pamiętasz scenę, w której Rodrigo Mendoza, grany przez De Niro, wspina się po skałach Diabelskiej Gardzieli, najwyższego wodospadóu. To nie żaden De Niro, tylko ja – śmieje się Antonio. – Byłem jego dublerem we wszystkich niebezpiecznych scenach w „Misji”. 30 lat temu tylko ja miałem odwagę skakać z wodospadu. Patrząc z góry na spadające z 72 m wody Diabelskiej Gardzieli, oczami wyobraźni widzę skaczącego kierowcę Antonia vel Roberta De Niro. Trzeba przyznać, że odwagę miał wielką.

Tekst i zdjęcie: Joanna Szyndler

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze kwiecień-maj 2010 na str. 12.