Kilkadziesiąt lat temu Polska i Rumunia były sąsiadkami. Dzieliła je granica, którą zatarł dziejowy wicher. Później, chociaż obydwa państwa znalazły się w tym samym obozie ludowych republik, socjalistyczne realia bardziej dzieliły, niż łączyły. Dzisiaj bez przeszkód możemy odkrywać kulturowe, historyczne i przyrodnicze bogactwo Rumunii.

Humor
Okolice miejscowości Gura Humorului (co oznacza „ujście rzeki Humor”) są nazywane sercem rumuńskiej Bukowiny. Choć słyną z pięknych krajobrazów, w które wkomponowano słynne „malowane monastyry”, nie mają wiele wspólnego z humorem w naszym rozumieniu tego słowa. Chyba że w dobre samopoczucie wprawią nas wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO klasztorne cerkwie pokryte wspaniałymi freskami. Do najcenniejszych i najlepiej zachowanych tego typu świątyń należy żeński monastyr Voroneţ (Woroniec) ufundowany przez hospodara Stefana Wielkiego (uwiecznionego na obrazie fundacyjnym w nawie świątyni) i wzniesiony w 1488 r. Nie mniej sławne są budynki klasztoru ukryte za wysokim murem: przez klasztorną furtę przelewają się rzesze turystów z całego świata pragnących zwiedzić „Kaplicę Sykstyńską Wschodu”, jak potocznie określany jest monastyr. Wśród różnojęzycznych grup oprowadzanych przez przewodników i błysków fleszy trudno o modlitewną atmosferę. Męczące towarzystwo tłumów rekompensuje uroda monastyru. Malowidła pokrywające ściany cerkwi należą do najpiękniejszych w Bukowinie, a jak wiadomo, mają mocną konkurencję (na listę UNESCO wpisano aż osiem „malowanych monastyrów”, ostatni w 2010 r.). Bizantyjskie freski zachwycają czystością i prostotą stylu. Wśród stonowanych kolorów wyróżnia się „błękit woroniecki”. Klasztor jest przede wszystkim miejscem, w którym żyją mniszki i do którego przybywają wierni, żeby się modlić. Podczas zwiedzania warto wyciszyć się i pokontemplować niezwykłe malowidło przedstawiające Sąd Ostateczny. Bodaj nie ma takiego drugiego nie tylko w Rumunii, ale na całym świecie.

Krew…
Wielu podróżników – wyruszając do Transylwanii w poszukiwaniu legendy okrutnego wojewody Vlada Palownika, zwanego Drakulą, postaci na poły historycznej, na poły mitologicznej – trafia na zamek w Branie. Budowla jest to przedziwna. Wzniesiona w XIV w. i przebudowana w XIX kojarzy się z hollywoodzkimi scenografiami. Zamczysko strzegące traktu handlowego na Wołoszczyznę zbudował król Ludwik I Andegaweński. Choć w rzeczywistości dzierżawili go braszowscy mieszczanie, w powszechnym mniemaniu jego władcą był (nadal jest?) wampir Drakula.

Sadystyczny hospodar, przerażający „król na palach”, rządził Wołoszczyzną, Mołdawią i Transylwanią w drugiej połowie XV w. Za jego przyczyną zginęło ponoć sto tysięcy ludzi. Kazał ich wbijać na pal, ćwiartować, ścinać, wieszać i palić żywcem. Diabeł wcielony za życia, po śmierci krwiożerczy wampir stał się ikoną (pop)kultury. Angielski pisarz unieśmiertelnił Drakulę w 1897 r. w powieści o wampirze z gór Transylwanii. Od tego czasu moda na Drakulę nie słabnie. Temat podjęli literaci, a następnie twórcy filmowi. Od lat wampir straszy jak świat długi i szeroki. Tyle że hospodar Vlad z zamkiem Bran tak naprawdę nie miał wiele wspólnego. Spędził tu zaledwie kilka nocy. Ale cóż z tego; jeżeli Drakula jest wytworem wyobraźni, to może mieszkać, gdzie tylko sobie wymyślimy… Ważne, żeby spacerując po zamkowych komnatach, poczuć zimny dreszcz strachu.

Fotolia_25015156_L

… i Geniusz Karpat
Góry Fogaraskie (Muntii Făgăraş) są najwyższym pasmem w Karpatach Południowych i całej Rumunii. Wycieczka na Moldoveanu (2544 m), najwyższy szczyt Fogaraszy, stanowi zwieńczenie wędrówek po tych pięknych i dość dzikich górach. Ale Góry Fogaraskie słyną nie tylko z alpejskich krajobrazów, skalistych grani i wybitnych wierzchołków. Liczni przybysze, którzy niekoniecznie ubóstwiają górskie przepaściste ścieżki, przyjeżdżają tu… a właściwie wjeżdżają samochodami aż na wysokość 2043 m n.p.m. Umożliwia im to zakręcona, dosłownie i w przenośni, Szosa Transfogaraska, przecinająca górotwór z południa na północ, wiodąc z Sybinu do Piteşti. Serpentyny drogi wiją się kilometrami w górę i w dół. Droga ze względu na zagrożenie lawinowe dostępna jest na całej długości jedynie od połowy czerwca do połowy września. Kierowcy muszą być czujni, a hamulce sprawne. Emocje gwarantowane!

Projektodawcą tej nieprawdopodobnej inwestycji był okryty złą sławą dyktator Rumunii Nicolae Ceauşescu. Kult wodza o wielu przydomkach, m.in. „Geniusza Karpat”, był wręcz nieograniczony, a Ceauşescu przez wiele lat terroryzował cały kraj. Szosę Transfogaraską zbudował nie z myślą o społeczeństwie, ale z trwogi o własny stołek (a jak pokazuje historia, nawet o życie). Otóż po krwawym stłumieniu antysocjalistycznego wybuchu w Czechosłowacji, tyran zaczął obawiać się podobnych wydarzeń w „swoim” kraju. A że mur Karpat Południowych przegradza równoleżnikowo Rumunię, a tym samym utrudnia manewry wojsk, należało rozwiązać ten problem. Rozwiązywano go przez pięć lat (1970–1974). Przy budowie trasy pracowało tysiące żołnierzy (38 z nich poniosło śmierć). Milionami kilogramów trotylu wysadzono miliony metrów sześciennych skał. W końcu drogę otwarto, choć, jak to w socjalizmie, inwestycji nigdy nie dokończono.

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” : https://magazynswiat.pl/pdf/Magazyn_Swiat_2011_pazdziernik.pdf.