Inaugurując nasz cykl tekstów o południowych sąsiadach wypada zacząć od Pragi położonej w środkowych Czechach wśród wyżynnego, niezwykle zróżnicowanego krajobrazu. Jest to nie tylko największe, ale i najstarsze miasto Czech, którego założenie przypisuje się Libuszy – dzielnej księżniczce, od której swoje dzieje wywodzi tutejsza państwowość.

Tyle legenda. Prawdą jest jednak, że gdzieś na początku X wieku pomiędzy górującymi na przeciwległych brzegach Wełtawy grodami w Hardczanach i Wyszehradzie powstawać zaczęło niezwykle aktywnie działające osiedle kupieckie, które z biegiem lat dało początek dzisiejszemu Staremu Miastu. W 1257 powstała Mala Strana, w 1321 – Hradczany, a w 13487 Nowe Miasto, które dopiero w 1748 roku cesarską decyzją zostały połączone w jedno miasto.

Obecnie dawne średniowieczne miasta są historycznymi dzielnicami czeskiej stolicy, zaś ich bogactwo architektoniczne i nagromadzone przez stulecia pamiątki historyczne sprawiają, iż Pragę zwie się powszechnie „Miastem Stu Wież” lub jeszcze prościej i krócej – po prostu „Złotą Pragą”.

Hradczany
Wielki zespół zamkowy położony na wzgórzu z królewskim pałacem, katedrą św. Wita i jej niezwykłymi, składającymi się aż z 2956 piszczałek organami, romańską bazyliką, renesansowymi pałacami: BeIvedre i Toskańskim oraz Złotą Uliczką – maleńkimi domkami, niegdyś rodzin zamkowych strzelców, a później mieszczącymi słynne pracownie złotnicze.Trzeba oczywiście zobaczyć Vaclavskie Namesti – słynny plac z konnym posągiem króla Wacława, najstarszy z zachowanych w Europie gmachów uniwersyteckich, gotycką synagogę Staronova, barokowy, choć ongiś romański klasztor Strahoski, czy konny postument Jana Żiżki – największy postument jeźdźca na świecie.
Najważniejszy jest jednak spacer po Moście Karola – czternastowiecznej budowli kamiennej ozdobionej w dobie baroku licznymi posągami i rzeźbami. Ale Praga to przede wszystkim niepowtarzalny urok maleńkich, średnich i większych piwiarni mających od lat swoją stałą klientele. Czesi bowiem spożywają najwięcej na świece tego złocistego napoju jakim jest piwo. I dobrze wiedzą co robią, bowiem jest ono tutaj doskonałe. Jednak jako wytrawny piwosz muszę powiedzieć wprost – zgadzając się tym samym z elitarnym londyńskim klubem miłośników piwa – że wchłonięcie słynnych czeskich zakładów piwowarskich przez wielkie międzynarodowe koncerny zaszkodziło, jeśli nie jakości, to przynajmniej unikalnemu smakowi znanych mi od lat piw. Po prostu daleko posunięta technologizacja procesu produkcji zuniformizowała to, co dotąd nadawało im specyficzny smak. Być może posunę się do zbyt obcesowych uogólnień, ale mam wrażenie, że zadziałał mechanizm, który można by określić mianem „zlewni mleka”.

Sam Józef Szwejk, a już na pewno Jarosław Haszek musi się przewracać w grobie. Tym bardziej, że „za jego czasów” nie tylko za obrazę cesarza, czy wywrotowe myśli, ale i za nie dolewanie piwa, jego mieszanie, czy jakiekolwiek psucie wędrowało się na Pankrac – legendarne praskie więzienie.

Nowoczesna architektura
Jest w Pradze słynny „Krzywy dom”. Są liczne teatry i muzea, które zobaczyć warto, ale nawet do nich nie wchodząc widać na każdym kroku stosunek Czechów do zabytków przeszłości. Choćby za sprawą jakże licznych tu automobili, liczących sobie nieraz po dobrych kilkadziesiąt lat. Nie ma drugiego takiego miasta w Europie, gdzie z równie wielkim pietyzmem odnosi się do dawno już wycofanych z produkcji modeli. Pod tym względem Praga dystansuje nawet Londyn i Glasgow!

Ale Praga to nie tylko przeszłość i historia. To także ważny węzeł komunikacji – centrum lotniczych połączeń w Europie Środkowej i Wschodniej. To także niekwestionowana stolica kulturalna tej części kontynentu, czego dowodem choćby fakt, że właśnie Pragę obierają sobie za miejsce koncertów najważniejsze zespoły muzyczne w trakcie swych europejskich tournee.

Praga – jak każde ze starych miast – przeżywa obecnie poważne problemy komunikacyjne. Po prostu średniowieczni urbaniści i ich późniejsi koledzy nie przewidzieli takiego natężenia ruchu kołowego. Nie przewidzieli też w najśmielszych snach tylu mieszkańców i zupełnie nie potrafili dostosować swych wizji do potrzeb ludzi początków trzeciego tysiąclecia. Dlatego odradzam poruszanie się po Pradze, a przynajmniej jej zabytkowych dzielnicach własnym pojazdem. Trzeba bowiem dobrze znać miasto, by nie zbłądzić. Z własnego doświadczenia wiem, że dokonany w niewłaściwym momencie skręt kosztować może objazd niemal całego zabytkowego kompleksu zabudowy, wielu nerwów i przede wszystkim czasu. Polecam metro i komunikację naziemną. Z tej ostatniej przynajmniej widać wszystko, czego nie dostrzeżemy siedząc za kierownicą.

Komunikacja
Drugą, wcale nie mniej poważną radą, jest przypomnienie o konieczności posiadania przez osobę zdecydowaną na samodzielne zwiedzanie Czech „Rozmówek polsko-czeskich”. Pozwoli to na uniknięcie zabawnych niekiedy pomyłek i nieporozumień. Nasze języki choć z pozoru tak do siebie podobne i bliskie, mają jednak wystarczająco wiele nieprzystających do siebie terminów i określeń, by móc całkowicie polegać na tzw. instynkcie.

Dzisiejsza Praga już zaleczyła rany jakie zadała jej katastroficzna powódź sprzed paru lat. Odrestaurowana, moim zdaniem jeszcze bardziej wypiękniała i warta poświęcenia jej czasu i pieniędzy. Na Sylwestra jednak do Pragi należy się zacząć wybierać najpóźniej wczesną jesienią. Później trudno jest już znaleźć jakieś miejsce w rozsądnej cenie, bowiem niepowtarzalny urok miasta sprawia, iż co roku w tę jedyną w swoim rodzaju noc bawią się tu tłumy przybyszy z całego świata.

Praga jest wystarczająco piękna, by zapraszać do siebie gości przez cały rok. Może i dobrze, bowiem po sezonie i okresowych najazdach są chwile, gdy robi się tu nie tylko luźniej, ale przede wszystkim taniej. To dla wytrawnych globtroterów nie jest przecież rzeczą bez znaczenia, tak jak dla wiecznych poszukiwaczy szczęścia nie może być bez znaczenia, że liczba mniejszych i większych przybytków hazardu w nadwełtawskiej metropolii coraz bardziej upodabnia ją do Las Vegas.

Tekst: Krzysztof Łukaszewicz

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze Styczeń-Luty 2005.