Nie całkiem kościelne, ale i nie do końca świeckie. Parady i tańce Diablada to mieszanina starych prekolumbijskich wierzeń, w które wkraczają Archaniołowie i zbuntowane anioły. Barwne i kolorowe spotkamy na ulicach boliwijskich miast.

La Paz trzeba zwiedzać powoli. Jeśli tylko przyspieszysz kroku, to twoje płuca przypomną ci niezbyt przyjemną zadyszką, że jesteśmy na wysokości prawie 4 tys. m n.p.m. I o ile nie jesteś autochtonem przywykłym do rozrzedzonego powietrza, to stąpaj po ziemi dostojnie i powoli. Niezależnie od tego, jakie atrakcje wabią cię tuż za rogiem. A przyznam, że zostałem skuszony dość skutecznie. Początkowo wydawało mi się, że diabły (czy raczej diablice), które widzę na ulicy, to efekt małej ilości tlenu. Czy może przesadziłem z żuciem liści koki? Miejscowi upierali się, że same liście to jedynie lekarstwo – naturalne, skuteczne i bez skutków ubocznych – pomagające przetrwać na wysokości. Dlatego upewniłem się dwa razy, gdy zobaczyłem diablice zmierzające dziarskim krokiem (o takim tempie mogłem tylko pomarzyć) do Bazyliki Świętego Franciszka. To jedna z najstarszych i najbardziej znanych świątyń boliwijskiej metropolii, a diablice należą do orszaku Czerwonych Diabłów Sanktuarium Matki Boskiej w pobliskiej Chuchulaya.

Bogato zdobione stroje to jeden z elementów lokalnego tańca zwanego Diablada. To jeden z najciekawszych zwyczajów boliwijskich, znany też w społecznościach peruwiańskich i ekwadorskich. Nic dziwnego. Swoje początki miał on jeszcze w czasach prekolumbijskich, kiedy tańczono ku czci inkaskich bogów. Hiszpańscy konkwistadorzy zakazali w niektórych miejscach obrazoburczych pochodów. Ale gdzieniegdzie tradycja przetrwała. Prekolumbijskich bogów zastąpiły diabły i anioły. Specyficzny pochód łączący elementy procesji, parady i teatralnego spektaklu przedstawia walkę dobra ze złem. Zło – prócz diabłów – to siedem grzechów głównych. Zło i dobro w czasie przemarszu rywalizują ze sobą, tworząc różne formacje taneczne. Jest to widowiskowe nie tylko ze względu na barwne stroje, ale i muzykę orkiestr dętych. Turyści nieprzywykli do wysokości doceniają także wytrzymałość uczestników Diablady. Finałowy akord to zwycięstwo Archanioła Michała nad Diabłem i fajerwerki. I choć cały korowód startuje i kończy w kościelnych krużgankach, trudno nazwać to wydarzeniem stricte religijnym. Mimo że w pochodzie są figury Matki Boskiej czy Jezusa obsypywane kwiatami. Najczęściej takie pochody odbywają się przy okazji karnawału, ale w czasie Wielkiego Postu też można spotkać na ulicach Czerwone Diabełki. Prawdziwa walka postu z karnawałem.

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze luty-marzec 2015 na str. 30-32.