Majestatyczne Kordyliery i królestwo kondorów, wysokogórskie metropolie i najgłębszy kanion świata, legendarne złoto Inków, owiane tajemnicą jezioro Titicaca i barwne, indiańskie targowiska. To tylko kilka miejsc, którymi oczarowuje Peru.

Autokar dowozi nas do Barrio Viejo, czyli na stare miasto. Nieopodal dzieci grają w pitkę nożną. Bramkami są dwie bramy, boiskiem… jezdnia. Gra toczy się, kiedy samochody stoją na czerwonym…

PRZYSTANEK LIMA
W Limie znajdują się najsłynniejsze muzea Peru – Museo de la Nación, Museo del Banco Central de Reserva del Peru i Museo del Oro. W ostatnim z nich spotkał nas zawód – nie dość, że bilet kosztował aż 10 doi., a eksponaty nie byty ani oryginalne, ani ze złota, to jeszcze podpisane tylko po hiszpańsku!

PRZYSTANEK NASCA
Linie z Nasca oglądane z ziemi to wyryte na głębokość kilkudziesięciu centymetrów rowki z obu stron obłożone równymi rzędami kamiennych odłamków. Układają się w pozornie bezsensownie poplątane wzory. Kunszt ich twórców można dostrzec dopiero z lotu ptaka. Okoto 40-minutowy przelot nad nimi kosztuje od 50 doi. (w zależności od sezonu i umiejętności targowania się). Postanowiliśmy zaszaleć. Nasz samolot krąży nad słynnymi rysunkami, przechylając się to na lewo, to na prawo, tak aby turyści siedzący po obu stronach awionetki mogli zrobić równie dobre zdjęcia. W efekcie po 15 min lotu modliłam się jedynie o to, żeby godnie dotrwać do końca tego podniebnego rodeo. Po wylądowaniu zespołowo westchnęliśmy z ulgą. Nasze zielone twarze nie zniechęciły kolejnych kandydatów na podniebnych kowbojów…

PRZYSTANEK AREQUIPA
Na przystanku autobusowym oprócz nas stoi Indianka z dwoma owcami. Kiedy podjechał autobus kobieta otworzyła luk bagażowy i… wpakowała tam swoje owce, a sama siadła na ostatnim wolnym miejscu. Kierowca postanowił nas zabrać – upchnięto nas w przejściu i tak jechaliśmy ponad 10 godz. Wbrew pozorom podróż się nie dłużyła. Oglądaliśmy film (w kółko ten sam), a na postojach obwoźni handlarze prawie namówili mnie do zakupu szczoteczki do zębów, maści na dziąsła i encyklopedii fizyki. W końcu ujrzeliśmy wulkan Misti (5822 m n.p.m.), a u jego stóp Arequipę. Jego sztandarowym zabytkiem jest klasztor Santa Catalina (św. Katarzyny) z XVI w. Zamykano tu wyłącznie córki z bogatych rodów. Przyzwyczajone do luksusu dziewczęta również w klasztorze żyły w przepychu – każda z nich miała bogato urządzony domek i własną służbę. Koniecznie trzeba odwiedzić Casa Moral – odrestaurowany dom kolonialny, w którym zobaczymy kolekcję obrazów mistrzów z Cuzco. Ich tematem są przeważnie sceny biblijne, a bohaterami Indianie. Warto również obejrzeć ciekawą kolekcję sztuki prekolumbijskiej w klasztorze franciszkanów.

PRZYSTANEK KANION COLCA
Na wysokości wsi Cabanaconde, kanion przypomina dość stromą i głęboką dolinę górską, gdzieniegdzie porośniętą kępami zieleni. Wędrówka na dno kanionu zabrała nam około czterech godzin. Tam po raz pierwszy zobaczyłam na niebie króla Andów – kondora. Ogromne ptaki (do 290 cm rozpiętości skrzydeł) majestatycznie szybowały nad kanionem. Jeszcze raz spotkaliśmy się z nimi w Cruz de Condor.

PRZYSTANEK JEZIORO TITICACA
Z brzydkiego portu w Puno nad jeziorem Titicaca co chwila odpływają stateczki na Islas Flotantes, czyli pływające wyspy Indian Uru. Niegdyś Uru mieszkali na lądzie, ale nie chciało im się ani pracować, ani płacić podatków od ziemi królowi Inków. Dlatego z trzciny totora zbudowali wyspy – tratwy, na nich postawili trzcinowe domki, a trzcinowymi łódkami wypływali na połów ryb. Żeby nie stracić autorytetu, Inka kazał im zamiast podatku raz do roku oddać jedną trzcinę wypełnioną pchłami. Lenistwo zostało im do dzisiaj. Indianie z Islas Flotantes byli jedynymi grubymi Indianami, jakich spotkaliśmy. Ostatnio przestali nawet łowić ryby. Ich głównym źródłem utrzymania są turyści, którzy masowo skupują wyrabiane przez Uru pamiątki.

PRZYSTANEK CUSCO
Cusco było niegdyś stolicą imperium Inków. Wciąż bez trudu można znaleźć tu ślady inkaskiej zabudowy. Hiszpanie często wykorzystywali partery inkaskich budowli, do-budowując na nich wyższe piętra, a całość pokrywając tynkiem. Tak też się stało w przypadku Coricanchy, najważniejszej inkaskiej świątyni, która stała się częścią klasztoru św. Dominika.
Z kolei w katedrze trzeba zobaczyć indiańskie przedstawienie Ostatniej Wieczerzy. Na stole przed Jezusem zamiast chleba, leży miejscowy przysmak – świnka morska.

PRZYSTANEK MACHU PICCHU
Dwie godziny trwała wspinaczka z Aguas Calientes, zanim zza drzew dojrzeliśmy pierwsze budynki Machu Piechu. Zachowała się tylko część. Ja jednak zamknąwszy oczy, widziałam kłębiących się Inków, do moich uszu dochodził panujący tu niegdyś gwar… Duże wrażenie robi widok miasta-sanktuarium z bramy słońca. Warto też wspiąć się na wzgórze Wayna Piechu z ruinami świątyni na szczycie.

PRZYSTANEK LIMA
Ktoś ubrany w ciepłą kurtkę spytał mnie, czy w naszym kraju też temperatura czasami opada do +10 stopni. W powietrzu czuło się nadchodzącą zimę. Niebo spowijała szara mgła – garua, po ulicach przewalał się biegnący gdzieś tłum. Za kilka dni i my włączymy się do takiego tłumu, gdzieś na drugim końcu świata. Tak bardzo nie chcemy stąd odjeżdżać…

Tekst: Ewa Boguszewska

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze maj 2009 na str. 114-119.