Jadąc na południe Etiopii, co chwila mija się tereny zamieszkane przez inne grupy etniczne. A im dalej, tym bardziej niezwykłe.

RYTUAŁ AUTOKAROWY
Na dworcu w Addis Abebie stawiamy się jeszcze przed wschodem słońca. Ze wszystkich większych miast Etiopii autobusy dalekobieżne wyruszają o świcie. Kiedy tylko otwierają się bramy dworca, przelewa się przez nie trium. W ciemności, prawie po omacku, ludzie szukają swojego autobusu. My również. Nagle wyławia nas naganiacz i prowadzi do nieco nadgryzionego zębem czasu pojazdu. Ładujemy plecaki na dach, kupujemy bilety i ruszamy!

TARG KROKODYLI
Jesteśmy w Arba Minch – największym mieście południowej Etiopii. Z europejskiego punktu widzenia, bardziej przypomina ono wieś. Z jego najwyżej położonej części, powyżej klifu, rozciąga się widok na górską rozpadlinę oraz jeziora Chamo i Abaya. W dali, na zachodzie widać góry sięgające prawie 4000 m n.p.m. Stąd ruszamy w rejs po jeziorze Chamo na Targ Krokodyli. Wbrew pozorom nie jest to miejsce, gdzie można kupić krokodyla w formie żywej lub przetworzonej, lecz odcinek piaszczystego brzegu, na którym wylegują się gady. Tuż nad powierzchni ę wody wystają oczy hipopotamów – niewielkie stado wygrzewa się na słońcu, stojąc na dnie płytkiego jeziora. Wyłączamy silnik, aby ich nie drażnić, i podpływamy bliżej. Hipopotamy to jedne z najbardziej niebezpiecznych zwierząt Afryki. Rozdrażnione, bez problemu wywróciłyby naszą łódź, a tego nie chcemy, biorąc pod uwagę zainteresowane nami krokodyle. Za chwilę przepływa obok nas rybak na „łódce” zrobionej z kilku gałęzi. Najwyraźniej z krokodylami i hipopotamami można się jednak jakoś „dogadać”.

CHATY Z LIŚCI
W wiosce Chencha trwa właśnie wielki targ. Podchodzę do kilku kobiet siedzących pod rozłożystym drzewem. Gdy wyciągam aparat fotograficzny, zaczynają krzyczeć. Szybko się wycofuję. – Nie przejmuj się – mówi mi przewodnik. – One po prostu są w stanie wskazującym. Za chwilę sama spróbowałam niesamowicie mocnej miejscowej wódki oraz piwa teła ważonego z etiopskiego zboża teff oraz kukurydzy. Teła przypomina gęstą zupę i często dodaje się do niego ostry i gorący wywar z liści kawy. Tę ekstremalną mieszankę podano mi w wielkiej metalowej puszce. Przeżyłam… Jednak Chencha słynie przede wszystkim z chat ludu Dorze. Na bambusowym szkielecie wyplata się ściany z liści i łodyg tzw. fałszywego bananowca (enset). Gotowe wyglądają jak wiklinowy kosz. Wówczas szkielet się usuwa, a chatę przykrywa liśćmi bananowca. Chaty, wbrew pozorom są bardzo trwałe – można w nich mieszkać nawet do 50 lat. Domostwa składają się z kilku domków. Każdy pełni inną funkcję, np. do gotowania, spania, trzymania zwierząt. Główna chata mieszkalna jest nieraz dwupiętrowa. W przydomowych ogródkach rosną się głównie fałszywe bananowce. Z miazgi ich pnia wytwarza się smakowity chlebek koczo.

W DRODZE
Zatrzymujemy się w Weyto. Akurat dziś w tej małej wiosce ludu Tsemai odbywa się targ. Tutaj mieszkańcy nie zakładają tradycyjnych strojów tylko w obecności turystów
Oni w nich chodzą na co dzień! I tak było już wszędzie na południu. Z wrażenia nie zrobiłam żadnej fotografi, tylko przyglądam się kolorowemu tłumowi. Na szczęście kilka dni później na innym targu w Key Afer u ludu Benna udało mi się opanować emocje i zrobiłam kilka zdjęć.

EKSTREMALNE DEKORACJE
Dla ludu Mursi zamieszkującego tereny Parku Narodowego Mago piękna kobieta to taka, która w dolnej wardze nosi gliniane krążki wielkości płyty CD. Proces upiększania rozpoczyna się, gdy dziewczynka osiągnie dojrzałość Wówczas jej dolne siekacze są wybijane, a dolna warga przecinana i rozciągana tak, żeby zmieścili się gliniany krążek. Stopniowo, w miarę jak skóra się rozciąga, krążek zastępuje się większym. Kobiety mogą wyjmować płytkę, ale nigdy podczas jedzenia i picia w towarzystwie mężczyzn oraz w czasie rytualnych ceremonii. W jednej z wiosek spotykam… białego człowieka!
Jean, antropolog, właśnie zbiera materiały do pracy doktorskiej o Mursi. – To nieprawda, że ten rodzaj ozdoby zaczęto stosować z chęci oszpecenia kobiet, by ochronić je przez porwaniem do niewoli -tłumaczy. – Noszenie krążka w wardze czyni tu kobiet ę tak atrakcyjną, jak w Europie noszenie minispódniczki. Kobiety z krążkiem w wardze poruszają się z gracją, nie krzyczą, mają specyficzne eleganckie ułożenie głowy. Po prostu są piękne! Za taką dziewczynę przyszły mąż bez mrugnięcia okiem ofiaruje ojcu porządne stadko krów. Teraz czekam, aż Jean dokończy swoją pracę doktorską, wówczas będę mogiła dowiedzieć się więcej o niesamowitych zwyczajach Mursi. I mam nadzieję, że jak najszybciej znów zjawię się na gorącym południu Etiopii, by spotkać tych wyjątkowych ludzi i poznawać ich kulturę, póki współczesny świat nie zmieni jej oblicza.

Tekst: Małgorzata Kocanda

Tekst publikowany na łamach magazynu “Świat Podróże Kultura” w numerze mqrzec 2009 na str. 16-20.