Slavín jest miejscem nieznanym przybyszom, ponieważ nikt go dziś nie promuje. Dlaczego? Bo wznosi się tam pomnik czerwonoarmistów, wystawiony ku ich chwale w latach 1957–1960, a więc w czasach, do których nikt przy zdrowych zmysłach wracać nie chce.
Roztacza się jednak stamtąd rozległa panorama, o której wspomnieć warto. Zaś na stokach wzgórza zwieńczonego strzelistym pomnikiem są otoczone grodami domy, nierzadko eleganckie wille, połączone wąskimi, krętymi uliczkami. W parku otaczającym pomnik i mogiły żołnierzy (w zbiorowych grobach i indywidualnych spoczywa 6845 czerwonoarmistów), cicho i spokojnie. Socrealistyczne akcenty – centralna kolumna wysokości 39,5 m z 11-metrową figurą żołnierza powiewającego flagą wolności, nadnaturalnej wielkości alegorie, płaskorzeźba na cokole pomnika, monumentalne schody, a wreszcie tablice z imionami poległych, robią wrażenie.
Na pomnik można dziś patrzeć bez negatywnych emocji, gdyż zrządzeniem losu stał się zabytkiem o wielowymiarowej wymowie. Upamiętnia zarówno zajęcie Bratysławy przez wojska radzieckie w kwietniu 1945 roku, jak i czasy komunistyczne, w którym oddawano im hołd, choć przyniesiona przez nich wolność zamieniła się szybko w okupację.
Wyjazd samochodem z centrum słowackiej stolicy na Slavín zajmuje tylko kilka minut.
Materiał z cyklu „Europa na weekend”, przygotowanego przy wsparciu Mondial Assistance przez Klub Leniwca w ramach projektu medialno-promocyjnego dla Mercedes-Benz Polska.