Znacie? To posłuchajcie: osioł, pies, kot i kogut postanowili uciec ze swych gospodarstw, gdzie groziła im niechybna śmierć. Stare zwierzęta wyruszyły do Bremy, by żyć tam z muzykowania. Zanim jednak dotarły do miasta, zatrzymały się przed chatą zbójów. Chcąc zajrzeć przez okno – wdrapały się jeden na drugiego, tworząc swoistą piramidę: na grzbiecie osła stanął pies, na psie stanął kot, a na nim kogut. Cień ustawionych na sobie zwierząt i ich ryki wystraszyły rozbójników, którzy w popłochu uciekli.

Bajkę braci Grimm „Muzykanci z Bremy” wydano pierwszy raz w 1819 r. i od tamtej pory, za sprawą tytułu oraz fabuły, jest kojarzona z Bremą. Miasto leży na północy Niemiec, wraz z odległym o 60 km nadmorskim Bremerhaven tworzy najmniejszy kraj związkowy. Warto przybyć tu na weekend albo na dłuższy pobyt (bezpośrednie loty Wizz Air z Gdańska), szczególnie w tym roku, bo dwusetne urodziny muzykantów są tu hucznie obchodzone; od naukowych konferencji przez wystawy w muzeach po koncerty, festiwale i jarmarki.

Oczywiście motywem przewodnim jest kwartet zwierzęcych bohaterów bajki braci Grimm; pojawia się niemal na każdej pamiątce, w różnych konfiguracjach krajobrazu miejskiego, zdobi wystawy sklepowe, a słynny pomnik wykonany w 1951 r. przez Gerharda Marcksa, oblegają tłumy turystów, którzy  chcą potrzymać kopytka osła, bo ponoć to przynosi szczęście.  W każdą niedzielę od maja do października aktorzy przebrani za muzykantów z Bremy opowiadają swe przygody na dziedzińcu katedralnym. Ale Brema to nie tylko echa bajki, ale to przede wszystkim 1200 lat historii, zabytki i bogata przeszłość hanzeatycka.

Na liście UNESCO
Sercem miasta jest historyczny rynek (Marktplatz), otoczony imponującymi budowlami, pulsujący życiem. Duch wielowiekowej przeszłości, kosmopolityczna atmosfera, gwar kawiarniany, uliczni grajkowie, plenerowe imprezy sprawiają, że to prawdziwie magiczny zakątek. Jego wizytówką jest ratusz – jeden z najstarszych i najpiękniejszych w Europie, wpisany na listę UNESCO. Zbudowano go między 1405 a 1410 r., dwa wieki później uzyskał pełną przepychu renesansową fasadę. Łuki arkadowe, fryzy i ściany są bogato rzeźbione, wprawne oko dostrzeże tam postaci cesarza, elektów, starotestamentalnych proroków, anioły, stworzenia mityczne, znaki zodiaku, symbole cnót, herby burmistrzów, scenki rodzajowe, płaskorzeźby przedstawiające kobietę z kurą i pisklętami. Te ostatnie są oddźwiękiem legendy o powstaniu Bremy: dawno temu rybacy płynący Wezerą szukali bezpiecznego miejsca na założenie osady. Gdy zobaczyli na brzegu kurę i kurczęta – uznali to za znak, opuścili więc łódź i osiedlili się tu, dając początek Bremie. Według historycznych przekazów miasto powstało w VIII w.  O jego początkach opowiada XVI-wieczny obraz ścienny w górnej sali ratuszowej; na głównym planie widać katedrę podtrzymywaną z jednej strony przez cesarza Karola Wielkiego, z drugiej – przez biskupa  Willehada. Anno domini 780. Powstaje diecezja bremeńska.

W tej samej sali znajduje się jeszcze jeden ogromy fresk: „Sąd Salomona”, który miał przypominać włodarzom miasta o kierowaniu się mądrością i sprawiedliwością. Dziś w zabytkowej komnacie odbywają się obrady senatu, uroczyste przyjęcia, koncerty, spotkania (np. z okazji wręczania Literackiej Nagrody Bremy i Międzynarodowej Nagrody Solidarności) i znaczące wydarzenia kulturalne. Wnętrza zabytkowego ratusza udostępnione są grupom turystycznym. Wycieczka tutaj to podróż w przeszłość i uczta estetyczna. Bogato zdobione portale, malowidła ścienne, dębowe filary, rzeźbione balustrady i ławki, zwisające z sufitu XVI-i XVII-wieczne modele okrętów robią wrażenie.

Bachus i Roland

Zwiedzanie ratusza warto zakończyć w jego podziemiach, które przepełnione są historią i wyjątkowym… aromatem. Znajduje się tu bowiem Bremer Ratskeller – jedna z najsłynniejszych europejskich winiarni. Doborowe trunki serwują w niej już od 1405 r., w karcie widnieje aż 600 różnych win niemieckich. To największa kolekcja tego typu na świecie. Oczywiście nie samym winem żyje człowiek, więc  karta dań też jest bogata. Można rozsiąść się przy drewnianych stołach między kolumnami, przy ornamentowych beczkach albo bardziej intymnie – w zamykanych na drzwiczki małych półokrągłych pokoikach. W najniższych poziomach piwnicznych ciągną się magazyny wina, po których oprowadzają przewodnicy, na koniec czeka oczywiście degustacja. Jedna z starych piwnic nazywa się Apostolska, bo mieści 12 dębowych beczek z XVIII-winem. Piwnicę Bachusa (1620 r.) można wynająć na przyjęcia i wesela. Największym skarbem jest beczka z winem datowanym na 1653 r. Wycenia się ją na 70 mln euro. Kto chętny?

Po wyjściu z piwnic warto pospacerować po placu, przejść przez szyny (uwaga na tramwaje!) i przystanąć przy kamiennej postaci Rolanda, wzniesionej w 1404 r. To rycerz rozsławiony przez francuski epos „Pieśń o Rolandzie”. Niegdyś w całej Europie stawiono mu  pomniki jako symbol chwały, wolności, niezależności, ale tylko jeden, bremeński pomnik, został wpisany na listę UNESCO. Tutejszy Roland utożsamiany jest z posłańcem cesarza Karola Wielkiego, któremu Brema zawdzięczała status wolnego miasta. Pomnik jest ważnym symbolem, a odległość między jego kolanami stała się lokalną jednostką miary. Wieść gminna niesie, że miasto będzie istnieć dopóki stoi pomnik. Na wszelki więc wypadek jego kopia przechowywana jest w ratuszowych piwnicach. Trzeba dmuchać na zimne…

Organy i mumie
Katedra św. Piotra była niegdyś jedną z ważniejszych świątyń chrześcijańskich północnej Europy. Stąd wyruszali misjonarze do Skandynawii, tu przybywali pielgrzymi, odwiedzali ją marynarze i kupcy – przy okazji wypraw handlowych. Wszyscy łatwo tu trafiali dzięki wieżom widocznym niemal z każdego miejsca. Tak też jest dziś. Na wieżę południową (98 m) można wejść po wijących się 265 schodkach, by z tarasu (przez siatkę) oglądać  malowniczy widok. W przeszłości wieże zawalały się, świątynia kilkakrotnie płonęła, doznała też  sporych zniszczeń w wyniku alianckiego bombardowania, nadal jednak zachwyca kunsztem i bogactwem wnętrz, gotyckimi stallami, misternie zdobionym sklepieniem. W katedralnym muzeum zgromadzono średniowieczne księgi, litografie, dokumenty, malowidła, rzeźby świętych, insygnia i szaty biskupie, przedmioty liturgiczne, XI-wieczne trumny kamienne i pomniki nagrobne. W podziemnym magazynie ołowianym  można zobaczyć nawet… naturalnie zmumifikowane zwłoki. Po takich wrażeniach przyda się relaks w przykatedralnym ogródku, którego ozdobą jest nieduża fontanna. Wokół rosną zioła i rośliny wspomniane w Biblii. Sielsko, anielsko. W katedrze odbywają się koncerty muzyki symfonicznej, kameralnej, chóralnej i oczywiście organowej. Podczas niedzielnych nabożeństw ewangelickich można posłuchać brzmienia organów legendarnej firmy Wilhelma Saura. Prawdziwe mistrzostwo.

Tajna ulica
Jedną z bocznych uliczek rynku jest gwarna Bottcherstrasse – zaskakująca mieszanką stylów, pełna uroczych sklepików, kawiarni, rzeźb, płaskorzeźb, zakamarków. Ceglane budynki z ozdobnymi fasadami i spiczaste domy kryją w sobie wiele tajemnic. Jedną z nich jest złoty, duży relief tuż nad wejściem, przedstawiający nagą kobietę z mieczem i symbolicznymi stworzeniami. Dzieło Bernharda Hoetgera „Der Lihtbringer”, choć znakomite, nie jest pozbawione kontrowersji. Autor pisał o nim, że to symbolika ”zwycięstwa Führera nad siłami ciemności”. Nie do końca wiadomo, czy rzeźbiarz był naprawdę miłośnikiem Hitlera, czy to raczej jego próba ratowania sztuki, którą naziści nazwali degeneracyjną. Znamienny jest fakt, że Hoetger wyjechał z Niemiec do Szwajcarii i mieszkał tam do śmierci w 1949 r.  Głównym jednak pomysłodawcą i fundatorem tego niezwykłego bremeńskiego zakątka był Ludwig Roselius – znawca sztuki, kolekcjoner, bogaty kupiec, który dorobił się na handlu kawą i opatentowaną przez siebie metodą pozyskiwania kawy bezkofeinowej. To on kupił całą tę ulicę i zamienił ją w swoisty eksperyment artystyczny.

Dziś „tajna główna ulica” Bremy jest jedną z największych atrakcji miasta. Warto odwiedzić tutejsze dwa muzea: jedno z nich założył w 1926 r. Roselius i poświęcił je Pauli Modherson-Becker – malarce uważanej za prekursorkę niemieckiego ekspresjonizmu i feminizmu. To ona, jako pierwsza artystka, namalowała siebie nago. Swą estetykę opierała na prostocie. Pozostawiła po sobie portrety, pejzaże, martwą naturę, była muzą R.M. Rilkego. Po sąsiedzku, w domu Roseliusa znajduje się pokaźna kolekcja sztuki od średniowiecza do baroku. Kilka kroków dalej  mieści się bremeńska informacja turystyczna, a nad nią kurant z 30 miśnieńskimi dzwoneczkami porcelanowymi, które wygrywają szanty i melodie ludowe. Wysłuchanie ich to obowiązkowy punkt programu wizyty w Bremie.

Nad Wezerą
Nadrzeczna promenada tętni życiem. Mieszkańcy i turyści spacerują tu, jeżdżą na rowerach, przesiadują w ogródkach piwnych albo na schodach, słuchają muzykantów ulicznych, a na trawiastym brzegu grają w piłkę i urządzają pikniki (często z piwem, bo nie ma zakazu publicznego spożywania). Spacer, jazda na rowerze wzdłuż Wezery albo rejs statkiem wycieczkowym to prawdziwa przyjemność, pejzaż jest raz naturalny, innym razem przemysłowy. Nad rzeką stoi Weserstadion, na którym rozgrywa mecze tutejsza drużyna piłkarska Werder Brema – miłość niemal wszystkich bremeńczyków.

Rzecznym symbolem miasta jest słynny żaglowiec Alexander von Humboldt. Zbudowano go w 1906 r., przepłynął kilkakrotnie Atlantyk, ma za sobą ponad 500 tys. mil morskich i status gwiazdy (kręcono tu reklamy piwa Beck’s). Dziś zakotwiczony pełni funkcje hotelu i restauracji. Klimatyczne miejsce nie tylko dla wilków morskich. Żeby poczuć żeglarskiego ducha, trzeba zamówić tradycyjne danie serwowane niegdyś dla załóg marynarzy: labskaus  (papka speklowanej wołowiny, ziemniaków, cebuli, podawana z jajkiem sadzonym i ogórkami kiszonymi), a do tego złoty trunek.   

Domki jak koraliki
Nad rzeką można bawić się, odpocząć, zrobić zakupy, odwiedzić kościół św. Marcina albo muzeum sztuki współczesnej Wesserburg, które zbudowano na podłużnej wyspie rzecznej. W okolicach Tiefer trzeba skręcić w stronę lądu, by poznać najpiękniejszą i najbardziej klimatyczną dzielnicę: Schnoor (z niem. Sznoor-lina, sznur). Jej nazwa wywodzi się od mieszkających tu niegdyś rybaków i powroźników wytwarzających liny dla żeglugi. Inna interpretacja nazwy odnosi się do małych i wąskich domków, które wyglądają jak koraliki na sznurku. Przytulone do siebie kamieniczki w labiryncie ulic o szerokości łokcia bremeńskiego, kręte przejścia, niczym sznurki, pracownie artystyczne, śliczne emblematy, staroświeckie witryny sklepowe, klimatyczne kawiarenki, kolorowe rzeźby na chodnikach, galerie sztuki, ozdobne okiennice, idylliczne zakątki… Jak w bajce.

Piwo i kawa
Piwo warzono w Bremie od XI w., cieszyło się powodzeniem wśród lokalnej społeczności, a także w Niderlandach, Skandynawii  i na wyspach brytyjskich. Dziś piwosze kojarzą miasto przede wszystkim z zieloną butelką Beck’s, a browar tej marki mogą zwiedzać, poznać w nim historię piwowarstwa, odwiedzić magazyn słodowy, warzelnię, muzeum i oczywiście degustować.

Dla wielbicieli regionalnych piw nie lada gratką jest wizyta w Union Brewery. Ten browar powstał w 1907 r. i działał przez 61 lat. Na fali powrotu do lokalnych tradycji ponownie go otwarto, co spotkało się z entuzjazmem amatorów dobrych piw rzemieślniczych. Union Brewery produkuje 7 odmian butelkowanego piwa Bremen (plus piwa sezonowe, na specjalne okazje itd.) i 14 odmian beczkowanych. W zabytkowym ceglanym budynku mieści się nowoczesna warzelnia, oddzielona korytarzem od dużej piwiarni (trunki nalewają tu bezpośrednio z 500-litrowych cystern), a przeszklona ściana magazynu sąsiaduje z dużą salą, gdzie zbierają się fani drużyny Werner, by na wielkim ekranie oglądać jej mecze i kibicować ze szklanką piwa. Na poddaszu starego browaru znalazło się też miejsce na palarnię kawy Union Roasting. Tak oto połączono piwo i kawę – dwa płynne przysmaki, z których słynie Brema.

Warto pamiętać, że właśnie w tym mieście powstała jedna z pierwszych kawiarni europejskich (w 1673 r.). O historii tutejszego przemysłu kawowego można dowiedzieć się podczas wizyty w siedzibie  Lloyed Caffe. Prezentacja w sali marmurowej zbudowanej przez Ludwiga Roseliusa, pokaz prażenia, a potem aromatyczna mała czarna pośród worków z ziarnami od lokalnych dostawców z Ameryki Południowej i zakupy  w tutejszym świetnie zaaranżowanym sklepie – to jedna z propozycji na historyczno-aromatyczną przygodę w Bremie.

Tekst i zdjęcia: Alina Woźniak